MEN liczyło po swojemu. W statystykach uwzględniono m.in. bursy i ośrodki wychowawcze. Dzięki temu można było podać, że do strajku nauczycieli przystąpiło 48,5 proc. szkół i innych placówek oświatowych. Organizatorzy traktowali te dane jako kolejną propagandową zagrywkę władzy. W poniedziałkowy wieczór z niepełnych danych ZNP wynikało, że w proteście wzięło udział co najmniej 60 proc. szkół, przedszkoli i zespołów szkół. Spodziewano się, że odsetek wzrośnie po uzupełnieniu danych z kilku województw. Potwierdzały to wyniki nadchodzące z samorządów: większość placówek oświatowych stanęła. Na przykład w Szczecinie 106 na 139 szkół i przedszkoli przystąpiło do protestu, w Białymstoku 110 na 136, w Radomiu strajkowało 85 proc. nauczycieli szkół podstawowych, podobnie w Rzeszowie.
Nieliczni na stanowiskach
W Szkole Podstawowej nr 103 na warszawskiej Sadybie na liście strajkujących podpisywanej przy wejściu w poniedziałkowy poranek było ponad 60 nauczycieli. Gotowość do pracy zgłosiło troje. Dyrektor Danuta Kozakiewicz niestrajkującym zleciła prace biurowe, planowanie zajęć na przyszły rok, porządkowanie magazynów. – Na razie żaden uczeń się nie pojawił. Dostaliśmy z kuratorium list z informacją, że dyrektor jest zobowiązany zapewnić uczniom opiekę i zajęcia, ale ja nie jestem w stanie zagwarantować im bezpieczeństwa. Samorząd jest o tym poinformowany. Kilka razy pisałam do rodziców przez dziennik elektroniczny, że nasza kadra niemal w całości przystępuje do strajku – opowiada dyrektorka. Akurat przed szkołą pojawia się grupka dzieci, Danuta Kozakiewicz wychodzi do nich. – Myślałam, że potrzebna opieka, ale nie. Umówili się tu na zbiórkę przed wyjściem do teatru – relacjonuje po powrocie. Rodzice w niektórych klasach w SP 103 zaplanowali wymianę urlopów.