Ledwie obóz władzy ujawnił strategię na tegoroczne kampanie wyborcze, a już ją radykalnie zmienił. Ogłoszony przed dwoma tygodniami na warszawskiej konwencji PiS, wart 40 mld zł, pakiet socjalny bynajmniej nie „zaorał opozycji”; w ogóle nie przyniósł spodziewanych zysków sondażowych. Kolejne symulacje podziału mandatów do Parlamentu Europejskiego wskazują na stan bliski remisu. PiS nic nie wzrosło, co by znaczyło, że obiecane i już zaplanowane w tym roku do wypłaty 20 mld zł w sensie wyborczym „poszło się gonić”. Potwierdzałoby to tezę, że podział polityczny w Polsce staje się coraz mniej wrażliwy na działania o charakterze socjalnym: wyborcy PiS łatwo mogą uznać, że „te pieniądze im się po prostu należały”, zaś opozycjoniści i niezdecydowani „prezent Jarosława Kaczyńskiego” wezmą, a zagłosują (lub nie) po swojemu. Stało się jasne, że zwłaszcza wybory europejskie wymagają innych niż finansowe narzędzi mobilizacji własnego elektoratu, bo duża część wyborców PiS w ogóle nie zamierza w nich brać udziału. Jarosław Kaczyński, na pierwszej regionalnej konwencji PiS na Podkarpaciu, bez przekonania i bez emocji nawiązywał do pakietu „500 plus 13. emerytura”, ostrzegając jedynie, że „jeśli nasi przeciwnicy wygrają, zabiorą to, co myśmy dali”. Dla wyborców miał już nowe, dodatkowe bodźce.
Frustracja i niepewność często prowadzą, jak mówią psychologowie, do stereotypii, uporczywego powtarzania schematów, które kiedyś zadziałały. Coś takiego dokładnie obserwujemy w strategii kampanijnej obozu władzy. Odpowiednikiem dwóch politycznie najsilniejszych obietnic 2015 r. – czyli 500 plus i obniżenie wieku emerytalnego – jest teraz kolejne 500 i dodatek emerytalny. Jednak, jak pamiętamy, PiS sięgnął wtedy po jeszcze jedną broń: przez całą kampanię odbywało się solidne straszenie Polaków najazdem uchodźców – groźnych dla polskości, bezpieczeństwa obywateli i zdrowia publicznego (prawicowa prasa pisała o nadciągających, za zgodą koalicji PO-PSL, muzułmańskich hordach).