Większość komentatorów politycznych żywo interesuje się tym, co dzieje się u naszych gigantów politycznych. PiS pokazał jedynki i dwójki na swojej liście do Parlamentu Europejskiego, a Koalicja Europejska – swój partyjny skład. Zwraca się też uwagę na Wiosnę Roberta Biedronia, bo to powiew świeżości, charyzma, hawajska koszula i plażowe majty na scenie politycznej zatłoczonej przez figury wbite w garnitury i garsonki – coś nowego.
Należę do tej mniejszości, która uważa, że to, co potencjalnie znaczące, rozgrywa się na obrzeżach. Na prawo od PiS też sporo nowego i ciekawe, czy te objawy wzmożonej aktywności politycznej zakończą się jak zwykle niczym, czy też coś większego się wykluje.
Zacznijmy od partii KORWiN Janusza Korwin-Mikkego, o której ostatnio sąd orzekł, że nie istnieje; jako nieistniejąca nie może zgłaszać list w wyborach, uczestniczyć w formalnych koalicjach i korzystać z budżetowej subwencji. Najbardziej jednak pozycję Korwin-Mikkego osłabił w 2015 r. relatywny sukces Kukiz’15. Obie formacje kierowane są przez przywódców mocno niekonwencjonalnych, obie są partiami protestu odwołującymi się do wyborców o mentalności i umysłowości gimbazy, sukcesy jednej powodują porażkę drugiej. Mocno nadszarpnięty przez Kukiza Korwin postanowił się wzmocnić, zbierając jak najwięcej z tego, co na prawo od PiS (narodowcy, odpryski od Kukiz’15, Grzegorz Braun i antyaborcyjna Kaja Godek) i tak powstała koalicja, której oficjalna nazwa brzmi: Konfederacja – Korwin Braun Liroy Narodowcy. Jak wyjaśnił Korwin-Mikke, pani Godek się nie zmieściła, bo nazwa nie może mieć więcej niż 42 znaki.
Nie wygląda to specjalnie poważnie, ale w innych segmencikach pozapisowskiej prawicy też zabawnie się dzieje. 28 stycznia poseł Marek Jakubiak, który dostał się do Sejmu z listy Kukiz’15, a następnie wystąpił z klubu poselskiego i jest niezrzeszony, obwieścił o współpracy z Markiem Jurkiem, prezesem Prawicy Rzeczpospolitej, który dostał się do Parlamentu Europejskiego z listy PiS, ale później tę partię porzucił: „Wspólnie staramy się połączyć prawicę i to ogłosiliśmy”. Równo miesiąc później Marek Jurek poinformował na Twitterze: „Mimo wstępnych uzgodnień nie powstanie komitet wyborczy Kukiz’15-Europa Ojczyzn”. Czyli prawicowa tradycja „jednoczenia się” została podtrzymana.
O potencjalnie najpoważniejszej inicjatywie na prawo od PiS jest najciszej. 14 lutego sąd zarejestrował partię Prawdziwa Europa – Europa Christi, związanego ściśle z ojcem dyrektorem Rydzykiem europosła Mirosława Piotrowskiego. Znający się na rzeczy pisowcy określają go figlarnie jako „pączusia ojca dyrektora”, a pączuś ten dwukrotnie dostawał się do PE z list PiS i dwukrotnie z grupy pisowskiej występował. Sam pączuś po zarejestrowaniu partii był politycznie enigmatyczny. „Trwają już od pewnego czasu rozmowy z osobami, środowiskami, w tym z politykami, i te rozmowy się konkretyzują”. Ponieważ na ogłoszonych przez PiS jedynkach i dwójkach na listach do PE nie ma nikogo identyfikowanego ze środowiskiem Radia Maryja, to już po zarejestrowaniu Prawdziwej Europy inna totumfacka ojca dyrektora, posłanka PiS Anna Sobecka, napisała list do prezesa Kaczyńskiego, w którym dość ultymatywnie wyraziła oczekiwanie „współpracy i podjęcia rozmów z takimi osobami, jak europosłowie prof. Mirosław Piotrowski i Marek Jurek, a także posłowie Marek Jakubiak, Robert Winnicki i działaczka pro-life Kaja Godek”. Listy w takim tonie na ogół pisze się, by uzasadnić secesję w przypadku niespełnienia przez adresata oczekiwań.
Choć o partii pączusia ojca Rydzyka na razie cicho, to wydaje się, że spośród niepisowskich prawicowych zygot ma ona największe szanse rozwoju, jeśli prawdą się okaże, że zagnieździła się w Radiu Maryja, które zdecyduje się ją poprzeć, oraz w katolickim tygodniku „Niedziela” (ks. Skubiś z tego środowiska jest animatorem stowarzyszenia Europa Christi). Taki podmiot może łatwo rozbić groteskową koalicję zmontowaną przez Korwin-Mikkego, ma bowiem do zaoferowania rzecz niebagatelną – minimum aksjologicznej spójności. Antyaborcyjna Kaja Godek, matka niepełnosprawnego dziecka, może się czuć nieswojo obok Korwin-Mikkego, który otwarcie głosi, że jak chore dzieci wymierają, to bardzo dobrze, bo jakość materiału biologicznego, który pozostał przy życiu, się poprawia. Podobnie Grzegorz Braun, który chce, by Jezus Chrystus i Maryja za jego pośrednictwem realnie rządzili Polską, musi odczuwać obcość wobec rapera Liroya, deklarującego koniec z nauczaniem religii w szkołach.
Wielką niewiadomą pozostaje to, co zrobi Antoni Macierewicz po tym, jak na pogrzebie Jana Olszewskiego trzasnął papierami rozwodowymi z PiS. Powiedział wówczas, zwracając się retorycznie do Zmarłego: „Dlatego przejdziesz do historii nie tylko jako twórca polskiego ruchu niepodległościowego, ale także jako mąż stanu, najwybitniejszy polski polityk po 1945 r.”. Czyli Lech Kaczyński, nawet jeśli był wybitny, to mniej. Takich słów prezes Kaczyński nie zapomina, wyciąga z nich konsekwencje, i Macierewicz, jeśli chce dalej politycznie istnieć, musi sobie wyrąbać miejsce poza PiS. Partia pączusia to dla niego wymarzone miejsce, bo koalicja Korwin-Mikkego nie zniesie dwóch osobowości mocno nienormatywnych.
Co z tego będzie, niebawem zobaczymy. Tradycyjnie na prawicy „wyjajaniu się” towarzyszy długie gdakanie. Z prawicą na prawo od PiS może być tak jak z Jajcem Holenderskim, o którym w niezapomnianym bluesie śpiewał w latach 70. ubiegłego wieku Michał Tarkowski z Salonu Niezależnych. Jajco się urodziło, stwierdziło, że: „I have no mother, I have no father, too. I have no sister, so what I’m going to do? I’ll be rolling, rollling, rolling, Jajco Holenderskie, I’ll be rolling”. Jajco się kulało z prawa na lewo, ale to kulanie nie zakończyło się dla niego szczęśliwie, skończyło jako zbuk.
Sam jestem ciekaw, czy pozapisowskie prawe i narodowe jajco wkula się do Parlamentu Europejskiego i udowodni, że to, co prawdziwie prawe i narodowe, może istnieć poza PiS. Dotychczasowe doświadczenia pozwalają oczekiwać zbuka, ale życie i polityka składają się nie tylko z pomyłek, ale też niespodzianek.