Podczas polowania na dziki łowczy został kozłem
Na początku marca zacznie się nowe liczenie dzików
Ministerstwo Rolnictwa przygotowuje rozporządzenie w sprawie wprowadzenia w 2019 r. „programu mającego na celu wczesne wykrycie zakażeń wirusem wywołującym afrykański pomór świń”. Głównym działaniem ma być redukcja populacji dzików przez polowania, odstrzał sanitarny i odławianie, a następnie likwidację. Nie sprecyzowano, jak odłowione żywcem dziki będą uśmiercane. Wszystkie działania mają być skierowane na „zwiększenie udziału samic dzika w obniżaniu populacji”. Więc wszystko po staremu. Tak jak zapowiadał minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, który twierdził, że dziki trzeba „wybić do zera”.
W dodatku za sporą kasę. Realizacja całego programu ma kosztować nieco ponad 9,5 mln euro. Z tego niemal jedną trzecią, 2,8 mln euro, przeznaczono na odstrzał i odłowy żywych dzików. I to bez kosztów dodatkowych, np. chłodni. Większość pieniędzy ma pochodzić ze środków Unii. Ale nie wszystkie. Półtora miliona euro dołożymy z naszego budżetu.
By zachęcić myśliwych do strzelania do dzików, minister Ardanowski podtrzymuje stawki ustalone w zeszłym roku: 650 zł za lochę i 300 za samca.
I tak w całym kraju, już bez medialnego rozgłosu, trwają polowania. Na początku marca zacznie się nowe liczenie dzików. Polegać będzie na przepędzaniu stad, co podobnie jak polowania z nagonką może przyczyniać się do rozprzestrzeniania ASF. W połowie marca Polski Związek Łowiecki ogłosi nowy plan, obowiązujący od kwietnia.
W całej awanturze o ASF i plan masowych polowań na dziki poległ łowczy krajowy, zmuszony do rezygnacji ze stanowiska. Ani on, ani minister Henryk Kowalczyk nie chcieli brać odpowiedzialności za pomysł ministra Ardanowskiego depopulacji gatunku. Kowalczyk próbował się od niego odciąć, przekonując, że polowania miały być ograniczone tylko do trzech województw, tzw. korytarza oddzielającego wschód kraju zarażony ASF od czystego, wolnego od wirusa zachodu.
Także władze PZŁ wyraźnie się od koncepcji wybicia dzików do zera dystansowały. Co bardzo nie spodobało się rolnikom, którzy źle oceniają sposób, w jaki PZŁ walczy z wirusem ASF. W rezultacie łowczy krajowy został kozłem ofiarnym.
Tą dymisją minister Ardanowski chciał udobruchać rolników, więc najwyraźniej wymusił ją na szefie resortu środowiska, który po zmianie ustawy Prawo łowieckie powołuje i odwołuje łowczego krajowego. „W związku z bezprecedensowymi naciskami na ministra środowiska związanymi z ASF o odwołanie Piotra Jenocha z funkcji Łowczego Krajowego, informujemy, że 23 stycznia Pan Piotr Jenoch złożył na ręce Ministra Środowiska rezygnację ze stanowiska Łowczego Krajowego” – poinformował PZŁ, alarmując jednocześnie, że losy polskiego łowiectwa są niepewne.
W połowie lutego minister środowiska Henryk Kowalczyk odwołał łowczego krajowego. Dzień później krajowy zjazd delegatów PZŁ uchwalił nowy statut. Musi go zatwierdzić minister środowiska. Może losy łowiectwa są niepewne, ale żadnych wątpliwości nie ma: PZŁ stał się jeszcze jedną rządową agendą i musi robić, co władza każe.