Kraj

Mit społeczeństwa obywatelskiego

Społeczeństwo obywatelskie to w gruncie rzeczy konserwatywne i republikańskie pojęcie.

Jakoś tak po cichu przestało się mówić o słynnym w okresie transformacji społeczeństwie obywatelskim. Miało powstać i zagwarantować nam stałość i trwałość demokracji, ale coś nie wyszło. Już nie wierzymy, że ten cudowny twór w Polsce się zakorzeni, a co do demokracji, to już prędzej liczyć możemy na internet i portale społecznościowe niż na stare, dobre „społeczeństwo obywatelskie”. A może w internecie rodzi się właśnie jakaś jego odmiana?

W dawnych czasach nazywano societas civilis ogół obywateli Rzymu bądź jakiegoś państwa, które do dziedzictwa prawa rzymskiego chciało się przyznawać. W nowoczesnym pojęciu społeczeństwa obywatelskiego chodzi o coś znacznie więcej niż uprawnienia związane z obywatelstwem. Chodzi o aktywność ludzi, przekładającą się na jakość życia publicznego oraz państwa. Koncepcję, tak popularną w XX w., stworzył Hegel w wieku XIX. Twierdził on, że pomiędzy państwem a życiem prywatnym (rodzinnym i towarzyskim) rozciąga się wielka przestrzeń społeczna, zapełniona rozmaitymi stowarzyszeniami, takimi jak spółki, partie polityczne, towarzystwa naukowe, organizacje charytatywne itp., a żywotność i jakość tych wolnych związków obywatelskich przekłada się na jakość kadr i instytucji państwowych. Czym bardziej aktywni są ludzie na różnych polach, tym lepiej prosperuje społeczeństwo i jego instytucje, łącznie z tymi rządowymi. A widać to najlepiej tam, gdzie społeczna samoorganizacja i aktywność stykają się z władzą, czyli w samorządach. Wszelkie samorządy koleżeńskie czy korporacyjne umacniają ducha samorządności, dzięki czemu również publiczny samorząd terytorialny może być autentyczny i działać prężnie. W takim aktywnym, dobrze zorganizowanym społeczeństwie państwo może dzielić się swoimi zadaniami z wolnymi organizacjami społecznymi oraz korzystać z ich wiedzy i doświadczenia.

Polityka 8.2019 (3199) z dnia 19.02.2019; Felietony; s. 88
Reklama