Kto wyjedzie – kto zostanie? Nie mogę się doczekać wyborów do Parlamentu Europejskiego. Sama myśl, że indywidualności, jak panie Szydło i Kempa, dalej: Witold Waszczykowski, Ryszard Czarnecki, minister Suski, Jacek Saryusz-Wolski (1:27), minister Zalewska, przeniosą się do Brukseli lub tam pozostaną, przywraca nadzieję, że życie w Warszawie stanie się bogatsze i radośniejsze. Jeśli wolno jeszcze zgłaszać kandydatury, to proszę dopisać ministra Błaszczaka, prof. Piotra Glińskiego, posłankę Pawłowicz i (koniecznie, błagam, panie prezesie!) ministra Sasina jako wisienkę na torcie. Niektórzy moi znajomi na widok ministra Sasina dostają takiego wzmożenia, że warto podzielić się tym skarbem z Europą. W Brukseli na pewno mniej Polsce zaszkodzą niż w kraju.
Polityka personalna prezesa łatwa jest do rozszyfrowania. Najbliższych przyjaciół i przyjaciółki, takich na całe życie, jakich mieliśmy jeszcze w szkole, trzyma jak najbliżej siebie: spółka, fundacja, rada nadzorcza. Mam na myśli sekretarkę, kierowcę, księdza, kuzyna – oni mają drugą Brukselę w Warszawie. Do Unii wysyłamy dobrych, sprawdzonych znajomych. Albo za zasługi, jak senatora Bielana, albo na otarcie łez, jak panią minister do spraw dzieci w Jordanii, z którą dziatwa w Ammanie nie chce się bawić.
Pozostaje trzeci sort, piechota, a konkretnie saperzy – tych kieruje się do… spółek Skarbu Państwa. Tam można się szybko dorobić, ale fotel jest podminowany. Ze spółki rzadko przechodzi się do innej pracy (chyba że do innej spółki), często natomiast czeka delikwenta zatrzymanie, przesłuchanie, oskarżenie i galery. Żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie przyjmie dziś wysokiego stanowiska w Orlenie, Polskiej Grupie Zbrojeniowej czy w KGHM.
Lepiej być portierem na Nowogrodzkiej niż prezesem PZU.