Kraj

Dublerzy? Tak, dublerzy!

Mgr Julia Przyłębska Mgr Julia Przyłębska Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Żołnierze obozu władzy, oburzając się na terminologię dotyczącą tzw. Trybunału Konstytucyjnego, chcą przekonać rodaków, że żadnego problemu w tej kwestii nie ma. W myśl stadionowego zawołania: Polacy, nic się nie stało!

Podczas obrad sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Komisji Ustawodawczej członek partii rządzącej (zarówno w PRL, jak i obecnie) poseł Stanisław Piotrowicz zadekretował, że o mgr Julii Przyłębskiej można mówić jedynie, używając tytułu „prezes Trybunału Konstytucyjnego”. Ogłosił też, że „nie ma instytucji sędziów dublerów”. Jeszcze dalej poszedł jego koalicyjny towarzysz Arkadiusz Mularczyk, który oskarżył używających tej „niewłaściwej terminologii” (sformułowanie Piotrowicza) o posługiwanie się „językiem nienawiści”. Ba, zasugerował, że są oni winni „zaszczucia” dwóch spośród dublerów.

Pretekstem do tych tyrad była próba skomentowania przez posłankę Kamilę Gasiuk-Pihowicz informacji Julii Przyłębskiej o pracach nadzorowanego przez nią ciała. Ciała, które niektórzy (w tym, niestety, także komentatorzy z mediów) wciąż nazywają bezkrytycznie, bo bez żadnych zastrzeżeń, Trybunałem Konstytucyjnym.

Czytaj także: Gersdorf na ślubowaniu sędziego dublera. Niesmak pozostanie na długo

Sędziowie kontra dublerzy

Tymczasem, po pierwsze, termin „dublerzy” na oznaczenie osób nieuprawnionych do orzekania w TK z powodu wad proceduralnych w trakcie ich wyboru można wyprowadzić z orzeczeń samego Trybunału Konstytucyjnego jeszcze wtedy, gdy nie można mu było niczego zarzucić (bo wydanych w grudniu 2015 r.). Zwrot ten szybko znalazł uznanie w publicystyce prawniczej, w tym opracowaniach czysto już naukowych.

Ba, używany jest też w języku sądowym. Tak było m.in. w głośnym procesie przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnego w Warszawie, który to sąd uznał, że werdykty wydane z udziałem takich nieuprawnionych do orzekania osób (a konkretnie pana Mariusza Muszyńskiego) są dotknięte wadą. Skądinąd wedle jednego z sędziów (a i kilku innych poważanych prawników) w ogóle nie można uznać ich za wyroki.

Rzekoma prezes, tak zwany Trybunał i wadliwe wyroki

Podobnie jest ze statusem mgr Przyłębskiej – została ona nominowana na fotel rzekomej prezes w drodze licznych (i też wielekroć opisywanych) matactw proceduralnych. Zatem i jej decyzje (na przykład te tyczące doboru składów rozpatrujących poszczególne sprawy w dzisiejszym tzw. TK) można traktować jako wadliwe.

W rzeczywistości sprawa jest prosta: Piotrowicz, Mularczyk i inni aktywiści obozu władzy, oburzając się na nazywanie wprost sytuacji, do jakiej owa władza doprowadziła sądownictwa konstytucyjne w Polsce, chcą wmówić rodakom, że wszystko jest w porządku. Bo skoro kibice na stadionach nawet w obliczu ewidentnej kompromitacji narodowej drużyny potrafią ryczeć: „Polacy, nic się nie stało!”, to czemuż by nie zastosować tego chwytu i w parlamencie?

Czytaj więcej: Niby-Trybunał z niby-sędziami i niby-prezes ogłosił niby-wyrok

Władza języka

Językowe manipulacje to wszak stara metoda autorytarnych ekip. A kto jak kto, ale Stanisław Piotrowicz zapewne pilnie ćwiczył za PRL arkana nowomowy.

Tym bardziej należy pilnować się (zwłaszcza koleżanki i koledzy dziennikarze), by dziś mówić o tzw. Trybunale Konstytucyjnym i przeciwstawiać go organowi, który rzeczywiście miał prawo posługiwać się tą nazwą. Podobnie warto odróżniać prawidłowo wybranych sędziów od dublerów. A Julii Przyłębskiej nie tytułować prezesem, lecz najwyżej magistrem.

Czytaj także: Dubler sędziego TK publicznie poniża Trybunał i „skarży na Polskę”

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama