Minister środowiska Henryk Kowalczyk, wbrew własnym zapewnieniom, zlecił myśliwym, aby w całym kraju prowadzili polowania na dziki, intensywne i na dużych obszarach. Tak wynika z nagrania, które upublicznił portal tvn24.pl. Pod koniec zeszłego roku Kowalczyk naradzał się z władzami Polskiego Związku Łowieckiego i zaordynował ostrą rozprawę z dzikami. Ten krok miałby zatrzymać afrykański pomór świń, groźny dla trzody chlewnej i kieszeni hodujących ją rolników. W kolejnych tygodniach resort swoje stanowisko rozrzedzał, do czego zmusił go zdecydowany sprzeciw społeczny.
Czytaj także: Prof. Andrzej Elżanowski o absurdalnej masakrze dzików w związku ASF
Ile dzików zabić
Henryk Kowalczyk ma kłopot na własne życzenie. I sam minister, i bodaj wszystkie podległe mu agencje rządowe chorują na wspólną przypadłość. Ilekroć zaczyna się kryzys związany ze środowiskiem, nie potrafią zająć klarownego stanowiska. W przypadku dzików resort nie umie określić, gdzie, kiedy i ile dzików miałoby być zabitych.
No dobrze, nikt nie wie, ile jest dzików w Polsce, i wszystkie dane to zgrubne szacunki, najczęściej wzięte z kapelusza. Wiadomo za to, ile dzików ginie. W ostatnich kilku latach myśliwi, także w ramach walki z pomorem, zabijali po ok. 350 tys. Z kolei w obecnym sezonie łowieckim (zaczął się 1 kwietnia zeszłego roku, skończy 31 marca) zginąć ma łącznie 185 tys. Plan prawie wykonano. Choć to nie koniec, bo rząd chciałby, aby populację dzików dalej „rozrzedzać”. Pojawiła się np. koncepcja 0,1 dzika na km kw. na prawo od Wisły i 0,5 dzika na km kw. w zachodniej części Polski. Które stanowisko brać za dobrą monetę?
Czytaj także: Trzy kwestie, które pomogą zrozumieć zamieszanie z odstrzałem dzików
Dzików jest coraz mniej
Do tej pory, mimo polowań, dziki trwały, co wynika z ich przystosowania do nadrabiania strat powodowanych m.in. przez ciężkie zimy. W skrócie: potrafią się bardzo szybko mnożyć. I przez lata polowano właśnie na roczny przyrost. Ale teraz populacja jest mniejsza, na północnym wschodzie wybita do nogi, na sporych terenach osłabiona pomorem. Dzików jest na pewno mniej, więc ich roczny przyrost będzie mniejszy. Pytanie, ile dzików będzie zabijanych w kolejnych latach.
Nie wiadomo także, jak zachowają się te lasy, które zostaną oczyszczone z dzików, choćby tylko na kilka lat. Naukowcy dysponują szeregiem badań, z których wynika, że wyjęcie ze skomplikowanego systemu, jakim jest las, pojedynczego elementu – nawet mniej ważnego niż dzik – prowadzi często do głębokich, wielowymiarowych zmian, których kierunku nie sposób przewidzieć.
Czytaj także: Jak świat walczy z ASF
Minister na froncie
W sytuacji kryzysów komunikacyjna impotencja ministerstwa środowiska uruchamia reakcję łańcuchową, prowadząc do zapętlania nierozumień. Resort wytrwale pogłębiał chaos wokół Puszczy Białowieskiej, czym doprowadził do niekorzystnego dla rządu wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Przerabialiśmy to z wycinką drzew na prywatnych działkach, tak jest co roku z odstrzałem żubrów itd.
Dwa elementy sprawiają, że minister środowiska stał się politykiem frontowym. Po pierwsze, presję wywierają na niego silne i dobrze zorganizowane lobby – od rolników, leśników i myśliwych, przez biznes i samorządy, po naukowców różnych specjalności i stronę społeczną, m.in. pozarządowe organizacje ekologiczne. Co do zasady mają przeciwstawne interesy i poglądy na to, co ze środowiskiem robić. Minister w tym galimatiasie odgrywa rolę węzłową. Może być albo stabilizatorem i dostawcą rozwiązań, albo źródłem komplikacji.
Czytaj także: Chore świnie idą na Świnoujście
Polacy coraz bardziej świadomi ekologicznie
Presję drugą, i to jest nowość ostatnich lat, wywiera rosnąca świadomość ekologiczna Polaków. Dla coraz większej części społeczeństwa jakość środowiska ma znaczenie. To kwestie także emocjonalne czy estetyczne. Z badań wiadomo, że Polacy, tak jak wiele innych europejskich społeczeństw, wolą odwiedzać lasy, które wyglądają różnorodnie, bardziej jak Puszcza Białowieska niż zasadzona pod linijkę plantacja. Ministerstwo zdaje się tę zmianę ignorować. Dlatego zwłaszcza leśnicy mają taki problem ze zmieniającymi się społecznymi oczekiwaniami co do efektów ich pracy, czyli kształtu lasu i sposobu produkcji drewna.
Tymczasem Wiosna, chwilowo kandydatka na co najmniej trzecią partię w przyszłym Sejmie, silnie akcentuje potrzebę ściślejszej ochrony przyrody. Należy się spodziewać, że trend dbania o naturę nabierze w tym roku takiej politycznej mocy, że wpłynie na inne ugrupowania i zmusi do przeglądu stanowiska nawet koalicję rządową, która od ochrony środowiska wciąż woli przede wszystkim eksploatację.
Czytaj także: Czy Zielonym uda się wejść do Sejmu