Kraj

Państwo w świetle kapiszonów

Jak za dawnych czasów: partia kieruje, rząd rządzi. Jak za dawnych czasów: partia kieruje, rząd rządzi. Marek Kwiatkowski / Polityka
Zarówno okoliczności poważne, jak i te bardziej humorystyczne (trudno odróżnić jedne od drugich) wskazują, że w obecnej Polsce ma miejsce daleko idące przenikanie się partii i państwa.

Pan Kaczyński tak skomentował taśmy nazwane jego imieniem (dalej będę używał skrótu T): „To nie jest nawet kapiszon, tam przecież nic nie ma”. To stwierdzenie jest nawet zabawne, gdyż na T coś jednak jest, tj. utrwalone zostały rozmowy całkiem konkretnych osób i dotyczące całkiem konkretnych spraw. Wszelako w przeciwieństwie do wielu komentatorów nie będę dociekał, czy T zawierają informacje świadczące o naruszeniu prawa przez Zwykłego Posła i zarazem członka rady Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego (dalej Instytutu).

Na użytek niniejszego tekstu zakładam, że wszystko było i jest lege artis (w sensie prawa), np. w związku z takim oświadczeniem p. Kaczyńskiego: „Od wielu lat mam takie marzenie, które jest w pełni legalne, choć może się nie podobać w pewnych środowiskach, by Instytut Lecha Kaczyńskiego stał się poważną konkurencją dla Fundacji Batorego”. Wprawdzie wątpię, czy to marzenie jest realistyczne, ale na pewno nie można mu odmówić legalności (marzenia są jeszcze legalne, ale kto wie, jak to będzie, gdy dobra zmiana zatriumfuje w pełni). To, co mnie rzeczywiście interesuje w związku z treścią rozmów utrwalonych na T, to obraz państwa wyłaniającego się z nich, w szczególności zachowania władz publicznych wobec okoliczności dotyczących spółki Srebrna i Instytutu.

Daniel Passent: Kapiszonem w dinozaura

Spółka, Instytut, sami swoi

Oto garść faktów (pomijam szczegóły). Spółka Srebrna powstała w 1995 r. z inicjatywy działaczy partii Porozumienie Centrum (PC), którzy potem stali się aktywistami partii PiS. W 2012 r. większość udziałów Srebrnej zostało przekazanych Instytutowi im. Lecha Kaczyńskiego (dalej Instytut). Ma on 5883 udziały, p. Skrzypek, sekretarka p. Kaczyńskiego, ma dwa, a jej syn, kierowca Zwykłego Posła – jeden. Rzeczony Instytut ma się zajmować upamiętnieniem postaci swego patrona. Organizować seminaria, wykłady i wystawy. Kierują nim rada, w której zasiadają m.in. p. Kaczyński i p. Czabański – ten drugi (aktywny działacz PiS) jest też członkiem zarządu. W organach Srebrnej jest wiele osób rodzinnie lub politycznie związanych ze Zwykłym Posłem. Srebrna i Instytut im. Lecha Kaczyńskiego powstały w wyniku całej serii przekształceń instytucji związanych z PC (np. Fundacji Prasowej „Solidarności”) przy wsparciu prawicowych mediów, np. portalu niezależna.pl.

Nie ma nic nielegalnego w powyższym obrazie. Ani Instytut, ani Srebrna nie mają formalnie nic wspólnego z PiS. Z drugiej strony krzyżują się tu powiązania polityczno-rodzinno-instytucjonalno-biznesowe, sami swoi, by tak rzec. Chociaż nie ma tutaj nic nielegalnego, ale inną sprawą jest funkcja takowych instytucji w życiu publicznym. Czasem kurioza są bardziej znaczące niż fundamenta. Ot np. sytuacja, w której Instytut promowany przez p. Kaczyńskiego ma 5883 udziały, a p. Skrzypek i jej potomek aż trzy, jest kuriozalna, nie mówiąc już o tym, że prezes partii prowadzi rozmowy w imieniu swojej sekretarki.

Czytaj także: Skąd wziął się majątek PiS

Prokuratura działa powoli

Spółka Srebrna od pewnego momentu zaczęła mieć ambicje i cele inwestycyjne. W 2015 r. powstał projekt zabudowy działki przy ul. Srebrnej 16 w stolicy. Ostatecznie miały tam powstać dwie wieże, w których mieściłyby się sklepy, biura i mieszkania. Powołano (w 2017 r.) spółkę celową Nuneaton do zrealizowania tej inwestycji o łącznej wartości ok. 1 mld 300 mln zł. Prezesem tej nowej spółki został p. Gerald Birgfellner, austriacki biznesmen i deweloper. Dochody z wynajmu pomieszczeń po ukończeniu budowy miały być przeznaczone na działalność Instytutu. Finansowanie całej inwestycji miało być możliwe dzięki kredytowi w państwowym banku Pekao SA. Stosowne rozmowy (z szefem tego banku i p. Birgfellnerem) prowadził m.in. prezes PiS.

W kwietniu 2018 r. Srebrna zakupiła spółkę Nuneaton. Wszelako kilka tygodni później inwestycja została wstrzymana, jak potem wyjaśniono, do czasu wyklarowania sytuacji politycznej w stolicy w związku z wyborami samorządowymi w październiku 2018 r. Prac nie wznowiono (faktycznie, władze Warszawy zakwestionowały budowę), ale p. Birgfellner zaczął domagać się wynagrodzenia za wykonane prace. Rozmowy na ten temat prowadził z p. Kujdą, byłym prezesem Srebrnej, a potem z p. Kaczyńskim (mieli spotkać się nawet 20 razy, także w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej). Prezes PiS wyjaśnił, że nie można zapłacić, nie mając faktury, i zasugerował, aby p. Birgfellner wystąpił do sądu ze stosownym roszczeniem, oraz zapowiedział, że potwierdzi przed sądem wykonanie prac.

W styczniu 2019 r. „Gazeta Wyborcza” opublikowała stenogramy ze wspomnianych rozmów, nagranych przez Birgfellnera. Jeszcze wcześniej skierował on sprawę do prokuratury i 11 lutego został przesłuchany. Pan Ziobro wyjaśnił, że Zwykły Poseł zostanie wezwany do złożenia wyjaśnień, o ile prokuratura nie uzna zeznań austriackiego biznesmena za wiarygodne. To bardzo ciekawa konstrukcja prawna uzależniająca czynności śledcze wobec osoby X od (nie)wiarygodności zeznań osoby Y. Pan Ziobro nie reklamuje zresztą działań prokuratury w sprawie T jako dynamicznych, jak to zwykł uczynić np. w związku z zabójstwem Adamowicza czy działaniami p. Andruszkiewicza. Dynamika tego drugiego śledztwa jest imponująca, gdyż trwa ono już cztery lata – w międzyczasie p. Andruszkiewicz został wiceministrem, o czym p. Ziobro (podobnie jak p. Jackowski, senator) dowiedział się z mediów.

Co Kaczyński zezna w sądzie

Pan Kaczyński wyjaśnia: „Parę spraw chcę sprostować, bo mamy do czynienia z całą masą nieprawdziwych sugestii. Na przykład czy poseł i szef partii ma prawo być szefem rady fundacji, czyli de facto rady nadzorczej? Otóż ma prawo, to nie jest złamanie żadnego przepisu. Było to jasno przedstawiane we wszystkich moich oświadczeniach majątkowych. Co więcej, formularz oświadczenia zawiera pytanie o funkcje związane z fundacjami prowadzącymi działalność gospodarczą, co potwierdza legalność tego typu aktywności. Kolejne pytanie: czy przewodniczący rady fundacji może rozmawiać na temat wielkiego przedsięwzięcia odnoszącego się do własności tej instytucji? Ma prawo, z tym że w naszym wypadku, mam na myśli Instytut Lecha Kaczyńskiego, wymaga to jednogłośnej zgody tej fundacji. I ja taką jednogłośną zgodę uzyskałem. Czy przewodniczący rady ma prawo rozmawiać w sprawie spółki? Ma prawo, o ile władze spółki o tym wiedzą, a w tym przypadku wiedziały. Miałem także jednorazowe upoważnienie zgromadzenia wspólników dotyczące zawarcia ostatecznych umów, gdyby pojawiła się taka konieczność. Działałem więc całkowicie zgodnie z prawem”.

To wszystko prawda, ale jest różnica pomiędzy rozmowami a negocjacjami, nawet jeśli ma się upoważnienie do tych pierwszych (w samej rzeczy nie do końca jest jasne, czy prezes PiS działa w imieniu Srebrnej, czy Instytutu). Pan Kaczyński jako szef rady nadzorczej Instytutu nie miał żadnych uprawnień do prowadzenia jakichkolwiek oficjalnych negocjacji pomiędzy Srebrną a p. Birgfellnerem. A to jest kluczowa sprawa dla oceny, czy jego rozmowy rodziły skutki prawne, a jeśli tak, to jakie.

Z rozmów utrwalonych na T jasno wynika, że prezes PiS miał istotne, o ile nie decydujące zdanie w sprawie inwestycji Srebrnej – o tym np. świadczy nie tylko wyżej wspomniany fakt rozmawiania o interesach na Nowogrodzkiej, ale przede wszystkim to, że austriacki biznesmen zwrócił się właśnie do Zwykłego Posła w sprawie zapłaty. To, czy prowadziło to do jakichś nieprawidłowości prawnych, to inna kwestia, która winna być wyjaśniona przez stosowne organy, ale jak widać, wymaga to oceny (nie)wiarygodności tego, co powiedział p. Birgfellner. Jeden szczegół z T wart jest specjalnej wzmianki. Otóż p. Kaczyński nie powinien, nawet działając całkowicie prywatnie, a tym bardziej jako najważniejszy polityk w państwie, zapowiadać, co zezna w sądzie.

Czytaj także: Chore mięso, taśmy i uczciwość. Życie codzienne w IV RP

Jak PiS bagatelizuje sprawę taśm

Feralna faktura w końcu się znalazła, nawet nie jedna, ale cztery. Skomentowała to p. Mazurek, twierdząc, że faktura ta nie jest podstawą do wypłacenia należności, bo „w niej nie wiadomo, o co chodzi. (...) Taką fakturę każdy może wystawić każdemu”. Nie jest do końca jasne, w jakim charakterze p. Mazurek prawiła to, co wyżej. Czy jako rzeczniczka PiS, czy jako wicemarszałkini Sejmu, czy też jako osoba prywatna? Wszelako żadna z tych ról nie dostarcza jej tytułu do publicznego wypowiadania się na temat faktur wystawionych przez p. Birgfellnera – nie jest to problem PiS, zgodnie z wyjaśnieniem prezesa tej partii, ani Sejmu, ani p. Mazurek jako osoby prywatnej, bo nie ma żadnej kompetencji do oceniania, czy faktury są właściwe, czy nie.

Podobne uwagi stosują się do wystąpień wielu polityków dobrej zmiany, np. p. Horały, który postanowił sam wyprodukować fakturę dla okazania, że nie ma ona żadnego znaczenia. Na pewno ma rację, ale budzi zgrozę to, że taki jegomość przewodniczy sejmowej komisji do wyłudzeń podatku VAT. W gruncie rzeczy niemal cały aparat władzy zabrał się do wykazywania, że T to kapiszon – teraz zadanie jest prostsze z uwagi na dyrektywę, że na nich nic nie ma.

Poważniejsze jest jednak to, że przedstawiciele rozmaitych władz, np. p. Kaleta, rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości, i i p. Ozdoba, stołeczny radny z ramienia PiS (stosujący wyjątkowo ozdobną retorykę dla wykazania, że p. Birgfellner działał na jakieś zlecenie polityczne), zabrali się wespół zespół do bagatelizowania T, że CBA odmówiło zbadania oświadczeń majątkowych Zwykłego Posła, bo nie ma ku temu podstaw – dziwne wyjaśnienie, skoro służba może coś takiego stwierdzić po przeprowadzeniu badania, a nie przed nim, że mają miejsce pogróżki wobec dziennikarzy, że zajmują się sprawą, że pojawiły się wezwania przedsądowe do posłów PO za naruszenie dóbr osobistych p. Pogonowskiego z ABW, sporządzone na oficjalnych drukach tej służby itp.

Imponujące świadectwa uczciwości

Nie obyło się bez aspektów wręcz komicznych. Pan Morawiecki, bardzo aktywny w działaniach na rzecz swojego politycznego patrona, raczył zapewnić, że T świadczą o uczciwości wspomnianego p. Kujdy, gdyż nie przyjął on korzyści majątkowej od p. Birgfellnera. Okazało się, że p. Morawiecki nieco się pospieszył, gdyż chyba na drugi dzień ujawniono, że chwalony był współpracownikiem SB.

Pan Kujda oświadczył: „Nigdy nie podjąłem z SB współpracy, która prowadziłaby do krzywdzenia kogokolwiek lub naruszania czyichś dóbr. W szczególności nigdy nie podjąłem i nie prowadziłem działań polegających na donosach czy ujawnianiu informacji o osobach trzecich. Przyznaję natomiast, że w latach młodości (…) mogłem podpisać jakieś dokumenty podsunięte mi w trakcie prowadzonych ze mną rozmów i pouczeń”. To stanowi imponujące świadectwo uczciwości, tak wielkie, że p. Morawiecki uznał, że nie ma potrzeby dalszych komentarzy.

Okazało się również, że p. Brejda, szef CBA, niegdyś pracował dla Srebrnej. Pan „Obatel” Czarnecki rzekł: „Absolutnie (...) konfliktu interesów nie widzę, a znajomość tej spółki od wewnątrz może pomóc w wydawaniu zdroworozsądkowych ocen”. Jak mawiał jeden z filozofów: „Zdrowy rozsądek prowadzi do nauki, nauka pokazuje, że zdrowy rozsądek jest fałszywy, a więc jeśli zdrowy rozsądek jest prawdziwy, to jest fałszywy, a więc fałszywy”. Ale p. „Obatel” filozofem nie jest, zwłaszcza wyposażonym w jakąś znaczniejszą dawkę tzw. common sensu.

Kapiszony w państwie PiS

Polska Agencja Prasowa podała, że wspomniana faktura została przez spółkę Nuneaton wystawiona z oprogramowania, na które ta nie posiada licencji. Komentatorzy od razu zauważyli, że ta spółka należy do Srebrnej, a nie do p. Birgfellnera, i wyprowadzili z tego wniosek, że to właśnie spółka matka wykorzystała nielegalne oprogramowanie do sporządzenia faktury. Wszelako skoro odróżnia się p. Kaczyńskiego od Srebrnej i Instytutu, tak samo trzeba zapatrywać się na relację p. Birgfellnera do spółki Nuneaton. Być może palmę pierwszeństwa w komizmie winien zdobyć p. Pęk (Marek), senator PiS. Wniósł o postępowanie dyscyplinarne wobec pp. Dubois i Giertycha, adwokatów p. Birgfellnera, ponieważ podjęli czynności wbrew interesom klienta z możliwym narażeniem go na odpowiedzialność karną, doradzali mu bez dochowania należytej uczciwości, zataili ryzyko jego odpowiedzialności karnej, naruszyli tajemnicę zawodową i udzielili wypowiedzi niemających związku z zarzutami stawianymi austriackiemu biznesmenowi. Ponieważ nie postawiono jeszcze p. Birgfellnerowi żadnych zarzutów, p. Pęk, skądinąd prawnik z wykształcenia, zwyczajnie bajdurzy chyba, że już coś wie pro futuro. Tak czy inaczej wspomniany p. Ozdoba (chyba nowa gwiazda dobrej zmiany) podejrzewa, że wiadome sympatie (i antypatie) pp. Dubois i Giertycha mają znaczenie dla politycznej oceny afery wokół T.

Zarówno okoliczności poważne, jak i te bardziej humorystyczne (w gruncie rzeczy trudno odróżnić jedne od drugich, bo straszno i śmieszno, jak powiadają za wschodnią miedzą) wskazują, że w obecnej Polsce ma miejsce daleko idące przenikanie się partii i państwa, w dużym stopniu podobnie, jak to było w czasach słusznie minionych, gdy państwo działało wedle zasady: partia kieruje, rząd rządzi (zasada kierowniczej roli partii).

Dawniej działo się to w imieniu ludu pracującego miast i wsi – obecnie rolę tę przejął suweren. Analogicznie też działa aparat propagandowy służący obecnej dobrej zmianie, chociaż ma trudniej z uwagi na pluralizm (na razie?) źródeł informacji. Niemniej, jak to zgrabnie ujął p. Kurski (Jacek), „otwartość TVP nie może polegać na tym, że każdy, kto myśli, że ma coś do powiedzenia społeczeństwu, może oczekiwać udostępnienia anteny”. Ten typ sprawowania władzy został zdiagnozowany przez Milovana Djilasa, jugosłowiańskiego komunisty, a potem dysydenta, w książce „Nowa klasa” (1957 r.), a jeszcze wcześniej przez Bertranda Russella w publikacji „Teoria i praktyka bolszewizmu” (1920 r.), a teraz znalazł niezłą ilustrację w państwie w świetle kapiszonów.

Czytaj także: Czy karuzela afer z ostatnich tygodni przewróci PiS?

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama