Michał Kołodziejczak, animator i przywódca Agro Unii, podczas ostatniego protestu rolników przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie zapowiedział: „ruch partyzancki w całym kraju”, a następnie wypuścił w powietrze dwa białe gołębie. I to jest prawdziwa nowa jakość w życiu politycznym kraju. Nie jakaś tam inteligencka Wiosna Biedronia czy partia ludzi z zaciśniętymi zębami ekonomisty Roberta Gwiazdowskiego, lecz partyzantka wiejska ruszająca na miasta z gołąbkami pokoju – to jest to, na co społeczeństwo czekało!
Jak wiadomo, partyzantka nie może skutecznie działać bez wsparcia ludności, więc chłopskie oddziały partyzanckie będą musiały nawiązać porozumienie z miejską nierządową ludnością cywilną, by sprawnie przeprowadzać akcje skierowane przeciw okupantowi okopanemu w urzędach i ministerstwach. Na razie nie wiadomo, jakie to mają być akcje, ale raczej nie powinny to być blokady dróg, bo utrudniają one życie jedynie zwykłym ludziom, prominenci i tak pojadą na sygnale okrężną trasą. Pewne sugestie, co do kierunków natarcia rolniczych sił partyzanckich daje wypowiedź przywódcy Agro Unii dla „Rzeczpospolitej”: „Chcemy ochronić nasz rynek przed napływem towarów z zagranicy. (…) To nieprawda, że chcemy przyjmować produkty ze Stanów, a tych z Ukrainy już nie, my chcemy bronić polskiego rynku nawet przed produktami z UE”. Takie postawienie sprawy może nieco zaniepokoić ludność miast, która pozbawiona „napływu towarów z zagranicy” i zmuszona do kupowania jedynie produktów z „flagą Polski” uzna zapewne, że porozumienie z chłopskimi zagończykami raczej się nie opłaca, zwłaszcza że to oni biorą dotacje z Unii i nie dzielą się nimi z miastowymi.
Czekamy zatem po miastach na pojawienie się zorganizowanych oddziałów i na razie przypominamy sobie ważne lektury: „Pon się boją we wsi ruchu.