Można powiedzieć, że „jeden sondaż (W)wiosny nie czyni”, ale 14 proc. poparcia, jakie w pierwszym pomiarze uzyskała nowa partia Roberta Biedronia, zrobiło wrażenie. Jak ujawnił któryś z medialnych doradców Wiosny, „nawet sam Robert miał łzy w oczach”. Trudno się dziwić, bo projekt, któremu poświęcił ostatnie dwa lata, wydawał się już przenoszony, nie w tempo, a wstępne, przedstartowe sondaże nie dawały mu więcej niż parę procent. W kolejnych badaniach wyniki zaczęły już tańczyć między 8 a 16, ale i tak Wiosna okazała się najlepszym partyjnym debiutem od kilkunastu lat i od razu zajęła miejsce, z dawna wyglądanej, „trzeciej siły”.
Już w poprzednim tygodniu pisaliśmy, że „Wiosna może sporo namieszać w polskiej polityce”, zwłaszcza po stronie opozycji, że stawia pod znakiem zapytania istnienie SLD i Razem, potencjalnie osłabia PO i ewentualną przyszłą Koalicję Obywatelską. Więc nie dziw, że ze strony opozycji posypały się razy. Wypomniano Biedroniowi, że w naszym systemie wyborczym tylko ułatwia zwycięstwo PiS. Że jego postulaty są bałamutne, mało realne politycznie, ekonomicznie i prawnie (o problemach z separacją Kościoła od państwa ciekawie pisze Ewa Siedlecka). On sam zaś jest narcyzem, efekciarzem, półamatorem, bo na przykład eurowybory, które mają być dla Wiosny najważniejszym testem, kompletnie zignorował.
No więc w różnych miejscach rozmawia się dziś i spekuluje o Biedroniu, a to oznacza sukces. My, pytani o opinie na temat Wiosny, powtarzamy to samo co mówiliśmy o jego inicjatywie, odkąd i on zaczął o niej mówić. Podstawowym kryterium oceny wszelkich politycznych inicjatyw po stronie opozycji jest to, czy zwiększają szanse wyborczego zwycięstwa nad PiS – a więc powstrzymania procesu destrukcji, demoralizacji i zawłaszczania państwa przez familijno-partyjną oligarchię?