Zawiązanie Koalicji Europejskiej było absolutną koniecznością. Jeśli liderzy partii opozycyjnych poważnie myślą o pokonaniu PiS, a nie wyłącznie o własnym interesie, to powinni zrozumieć, że jedna, góra dwie listy wyborcze dadzą im na to większe szanse. Tak jak w przypadku wyborów samorządowych – zawiązana jako czasowy i taktyczny sojusz Koalicja Obywatelska zwiększyła notowania PO i dała szansę działaczom Nowoczesnej na wejście do magistratów w kilku ważnych miastach.
Potrzebne dwie listy opozycji w wyborach do Parlamentu Europejskiego
Wspominam o dwóch listach, bo nawet największe światowe „big tent party”, jak amerykańskie partia Republikańska i Demokratyczna, mają swoje ograniczenia. Trudno sobie wyobrazić, żeby młoda lewica z Partii Razem szła w jednym szeregu z liberałami z Nowoczesnej. Ale już podział na listę liberalną (PO, Nowoczesna, PSL) i lewicową (Partia Roberta Biedronia, SLD, Razem) byłby uczciwy wobec wyborców i dawałby szansę na odebranie większości PiS i wolnym elektronom wprowadzanym przez Pawła Kukiza.
Jak zbudować koalicję na wybory: wyzwania i zadania
Wybory do Parlamentu Europejskiego to doskonała okazja, żeby zbudować koalicje, które przetrwają do wyborów parlamentarnych. Głównie dlatego, że można w nich zaprezentować zestaw wspólnych wartości, łączących ugrupowania z bloku antypisowskiego. Mowa o wizji silnej, zjednoczonej Europy, z liczącym się głosem Polski, zdolnej do rozważnych posunięć dyplomatycznych. A nie o dyplomacji spod znaku prof. Legutki, rzucającego słuchawkami i wiecznie obrażonego.
Budowa koalicji, a szczególnie takiej, która miałaby organizować kilka partii politycznych, nie jest prostym zadaniem. Platforma musi zachować wiodącą rolę, nie może rozczarować swoich parlamentarzystów, którzy liczą na biorące miejsca, a jednocześnie powinna zostawić część „jedynek” mniejszym podmiotom, tak by w ogóle je do siebie przyciągnąć. Ze względu na niską frekwencję wybory europejskie mogą dać sukces partiom, które w innych okolicznościach byłyby skazane na porażkę (vide: wejście do PE Janusz Korwin-Mikkego).
Belka, Buzek, Cimoszewicz, Miller podpisują wspólną deklarację
Dzisiejsza konferencja wydaje się ruchem poprzedzającym powstanie realnej „dużej koalicji”. Na spotkaniu zorganizowanym przez Grzegorza Schetynę można było zobaczyć byłych premierów i ministrów spraw zagranicznych. Wśród nich: Leszka Millera, Marka Belkę, Włodzimierza Cimoszewicza i Jerzego Buzka. Podpisali oni deklarację utworzenia Koalicji Europejskiej. Czytamy w niej o wspólnej linii w polityce zagranicznej, którą reprezentowały tworzone przez nich rządy. Nie jest to jednak deklaracja startu w wyborach. Platforma rezerwuje dla siebie łatkę ugrupowania jednoczącego Polaków ponad podziałami, wysyłając sygnał do PSL i SLD: Koalicja powstanie, nawet jeśli miałaby się składać wyłącznie z wyciągniętych z pawlacza polityków, którzy lata świetności mają już za sobą.
Być może ten straszak zadziała mobilizująco. SLD swoją strategię na wybory europejskie ma ogłosić 16 lutego. Udział byłych premierów Sojuszu w konferencji Schetyny blokuje partii inne opcje niż dołączenie do Koalicji Europejskiej.
Czytaj także: 2019. Najważniejszy rok w dziejach III RP
Robert Biedroń versus politycy starszego pokolenia
Ruch PO należy traktować jako gambit. Piarowo ta zagrywka nie wypada najlepiej. Dziś media obiegną wspólne zdjęcia Millera, Belki i liderów Platformy, co będzie powodem do żartów i uśmiechów politowania. Wygląda to tak, jakby PO nie miała żadnego pomysłu na poszerzenie elektoratu i w związku z tym rozpaczliwie chwytała się polityków będących od dawna na oucie. Wrażenie spotęguje niedzielna konwencja Roberta Biedronia, zapowiadająca się na wielkie medialne show. Biedroń zaprezentuje nowe twarze, powie o swojej wizji Polski. Trudno, żeby nie skorzystał z okazji i zrezygnował z kilku docinków pod adresem polityków „średnio-starszego pokolenia”.
Jeśli dzisiejsza deklaracja zmusi PSL i SLD do wejścia w skład Koalicji Europejskiej, to ta medialna niezręczność wyjdzie Platformie na plus. Czy tak będzie, powinniśmy się dowiedzieć do końca miesiąca.
Danuta Hübner: To nie będą zwykłe wybory