Kraj

Black Hawki bez przetargu. Co jeszcze ukrywa MON?

Śmigłowiec Black Hawk Śmigłowiec Black Hawk Jakub Hałun / Wikipedia
Mariusz Błaszczak ogłosił, że kupi śmigłowce z Mielca. Spełni obietnicę Antoniego Macierewicza, ale zaszkodzi wizerunkowi Polski jako klienta na rynku uzbrojenia.

Cieszyć się będzie zapewne wojsko, bo po nieudanym podejściu sprzed kilku lat wreszcie mają szansę trafić do niego nowe śmigłowce zachodniej konstrukcji. W dodatku częściowo „made in Poland”, co będzie dodatkowym powodem do dumy. Polski pilot będzie latać już nie na sowieckim sprzęcie, nie na drzwiach od stodoły, a na polsko-amerykańskim Black Hawku.

Czytaj też: Rok Błaszczaka, czyli czekanie na finisz

Tak się nie kupuje

Mniej powodów do radości mają podatnicy i zwolennicy przejrzystości działań państwa. Istnienie gotowej do podpisu umowy zostało podane do wiadomości publicznej zaledwie w przeddzień jej planowanego podpisania, bez wcześniejszego ogłoszenia konkursu ofert czy przetargu. To sytuacja w świecie zbrojeń niebywała, wręcz kuriozalna. Gdy piszę te słowa nie ma wystarczającej ilości danych, by ocenić czy ministerstwo przekroczyło jakieś przepisy. Ale pewnych rzeczy po prostu nie robi się w ten sposób, a na pewno nie kupuje się tak śmigłowców dla wojska w cywilizowanych krajach, dbających o swoją reputację.

MON chciało już kupić śmigłowce dla wojsk specjalnych zaraz po anulowaniu planu zakupu Caracali w 2016 r. Antoni Macierewicz obiecywał wręcz, że kupi black hawki z Mielca, i to ponad 20 sztuk. Od 2017 r. trwała procedura „pilnej potrzeby operacyjnej”, ale dość nieoczekiwanie w czerwcu 2018 r. część dotyczącą maszyn dla specjalsów anulowano.

Reklama