Kraj

Król a godność ludu

Politolodzy nie zauważają, aby partie polityczne miały się źle, a wyobcowanie klasy politycznej wzrastało.

W noworocznej POLITYCE ukazał się wywiad Jacka Żakowskiego z prof. Marcinem Królem, który sformułował kilka tez prowokujących mnie do polemiki. Że system demokracji liberalnej wyczerpuje swój potencjał, to widać gołym okiem. To przyznaję, lecz już do kolejnych elementów diagnozy podchodzę z rosnącą rezerwą, przechodzącą w sprzeciw. Marcin Król twierdzi, że demokracja stała się czysto formalna i utraciła walor przedstawicielski, gdyż upadłe i cyniczne partie polityczne zawsze robią to, co same chcą. Procedury wyborcze nie dają obywatelom żadnego realnego wpływu na państwo, a systemy partyjne i klasa polityczna szczelnie odgradzają ich od władzy, uniemożliwiając wszelkie daleko idące zmiany. Dlatego lud ma dość i na różne sposoby daje temu wyraz, na przykład buntując się pod pozorami celów socjalnych. Tak naprawdę jednak chodzi mu o godność i sprawczość. Teraz czekają nas długie dziesięciolecia agonii fałszywej demokracji i tego skądinąd bardzo mądrego ładu politycznego, jaki stworzono po II wojnie światowej. A co się z tego urodzi, nie wiadomo. Politycy nie mają wizji ani potencjału – musimy poczekać, aż lud sam wyłoni spośród siebie naturalnych przywódców i zmieni świat w drodze rewolucji. Zanim to jednak nastąpi, musimy się spodziewać turbulencji i różnych form miękkiego autorytaryzmu.

Politolodzy nie zauważają, aby partie polityczne miały się źle, a wyobcowanie klasy politycznej wzrastało. Nadal główne partie całkiem nieźle reprezentują puchnącą klasę średnią, a różne małe partie nadal reprezentują rozmaite partykularne środowiska społeczne. System wcale się nie zmienił ani nie zepsuł. Kłopot w tym, że się zmniejszył – państwa i działające w nich „klasy polityczne”, choć nadal obarczone ogromnymi zadaniami, nie mają już tej władzy, co dawniej.

Polityka 4.2019 (3195) z dnia 22.01.2019; Felietony; s. 96
Reklama