Kraj

Dlaczego partiom opozycyjnym tak trudno się dogadać

Grzegorz Schetyna, Katarzyna Lubnauer i Władysław Kosiniak-Kamysz w Sejmie Grzegorz Schetyna, Katarzyna Lubnauer i Władysław Kosiniak-Kamysz w Sejmie Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Liderzy każdej z nich mają inne problemy i interesy: Schetyna blokuje Tuska, Kosiniak-Kamysz się waha i rozmawia z partią. A czasu do wyborów europejskich coraz mniej.

Wybory samorządowe mamy już za sobą, już za pięć miesięcy głosowanie na europosłów, a jesienią kluczowe wybory do Sejmu i Senatu. W polityce to wciąż całkiem sporo, ale żeby ułożyć sensowną koalicję, napisać jej program, a potem namówić wyborców na jego poparcie, to czasu zostaje naprawdę niewiele. A wciąż nie mamy pojęcia, w jakiej konfiguracji w obu głosowaniach wystartują partie opozycji.

Czytaj też: Najważniejszy rok w dziejach III RP

Była koalicja na samorządy

Wiadomo, że jeśli opozycja chce pokonać PiS i przejąć władzę, to jest skazana na tę czy inną formę konsolidacji. W wyborach samorządowych taką próbą była stworzona przez Grzegorza Schetynę i Katarzynę Lubnauer Koalicja Obywatelska, spajająca Platformę, Nowoczesną i Inicjatywę Polską Barbary Nowackiej. Eksperyment był dość udany – wprawdzie PiS wygrał wybory do sejmików, ale sojusz partii liberalno-konserwatywnych stracił do zwycięzcy tylko 7 pkt proc., zdecydowanie wygrał w miastach i odzyskał od prawicy niektóre segmenty wyborców (lepiej wykształconych i zarabiających, kobiety czy przedsiębiorców).

Koalicja Obywatelska w dotychczasowej formie przestała jednak istnieć, gdy Grzegorz Schetyna postanowił skorzystać z buntu Kamili Gasiuk-Pihowicz i spróbować wrogiego przejęcia Nowoczesnej. Ruch Schetyny nie tylko zburzył zaufanie między liderami koalicji, ale też przestraszył innych potencjalnych koalicjantów, czyli przede wszystkim liderów SLD i PSL. Partie Włodzimierza Czarzastego i Władysława Kosiniaka-Kamysza nie chcą odegrać roli przystawek, które po pewnym czasie zostaną pożarte przez Platformę.

Czytaj też: Wszyscy trochę przegrali

Wiedzą, że muszą (a przynajmniej powinni)

Całe to zamieszanie doprowadziło do skomplikowania możliwej opozycyjnej układanki w nadchodzących wyborach. Opisywałem już pięć możliwych scenariuszy: od listy pod patronatem Platformy, przez trójporozumienie SLD-PSL-Nowoczesna (z PO lub bez), zjednoczoną opozycję, dwie listy (centroprawicową i centrolewicową), po samodzielny start głównych partii opozycyjnych. W tym galimatiasie trzeba też brać pod uwagę plany dwóch ważnych graczy: Donalda Tuska, który może wrócić do polskiej polityki, i Roberta Biedronia, który za chwilę ogłosi program swojego ugrupowania.

Zresztą poza tzw. opozycją demokratyczną przegrupowują się też partie obok lub na prawo od PiS: ruch Pawła Kukiza, partia Janusza Korwin-Mikkego, narodowcy, samorządowcy i inni.

Jasne jest, że bez konsolidacji partie opozycji czeka nieuchronna porażka. A ponowne zwycięstwo PiS w wyborach do Sejmu może oznaczać dla Polski stoczenie się w scenariusz węgierski, czyli zawłaszczenie na dobre państwa, gospodarki, kultury, edukacji i innych instytucji przez jedną opcję polityczną. Viktor Orbán stworzył nad Dunajem system, w którym zwycięstwo opozycji jest w praktyce niemożliwe (dopóki nie dojdzie do katastrofy i załamania obozu władzy z jakiegoś powodu).

Czytaj też: PiS i Fidesz dwa bratanki

Schetyna blokuje Tuska?

Dlaczego w takim razie, mając świadomość sytuacji, partie opozycji nie mogą dojść do porozumienia? Każda z nich ma bowiem swoje interesy, które sprawiają, że trudno im się dogadać.

Platforma chce zachować dominację nad mniejszymi partnerami. Kryzys w relacjach z Nowoczesną pokazuje, że Grzegorz Schetyna może wykorzystać każde potknięcie swoich partnerów. Wydaje się, że jednym z głównym celów lidera PO jest zablokowanie powrotu Tuska do polskiej polityki i zajęcie po wygranych wyborach fotela premiera. Świadczą o tym np. nieoficjalne wiadomości Onetu, że Schetyna zaproponował szefowi PSL Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi kandydowanie na prezydenta z ramienia opozycji. Jeśli te informacje się potwierdzą, byłby to ruch ewidentnie skierowany na zablokowanie możliwej kandydatury Tuska.

Jarosław Kaczyński, żeby wygrać wybory i zdobyć władzę, potrafił się cofnąć o krok i namaścić na premiera Beatę Szydło. Schetyna, mimo że ma świadomość dużego elektoratu negatywnego, wydaje się niezdolny do takiego ruchu. Z drugiej strony szef PO wie, że jego partia w wyborach musi się otoczyć sojusznikami, bo część elektoratu opozycji nigdy nie zagłosuje na samą Platformę.

Czytaj też: Być albo nie być Schetyny

Mniejsi mają swoje problemy

Paradoksalnie w trudnej sytuacji jest też Kosiniak-Kamysz. Z jednej strony wyrasta na głównego rozgrywającego opozycji, który może wybierać między sojuszem z PO, porozumieniem z mniejszymi partiami, SLD i Nowoczesną a montowaniem szerokiego sojuszu partii opozycyjnych. Niektórzy obserwatorzy zaczęli go kreować nawet na premiera. W rozmowach z Platformą szef PSL występuje także w imieniu SLD i Nowoczesnej.

Kosiniak-Kamysz musi sobie jednak poradzić z różnymi frakcjami w swojej partii, a jeśli partyjne układanki zakończą się fiaskiem, to samodzielnie startujący PSL może się nie prześlizgnąć nad progiem wyborczym i zostać poza Sejmem.

SLD układa się z PO, PSL i Nowoczesną, ale z drugiej strony Włodzimierz Czarzasty po doświadczeniu porażki sejmowej z 2015 r. musi wciąż uważać na konkurencję na lewicy. Własny, peerelowski jeszcze elektorat SLD z roku na rok się kurczy, a zeszłoroczne wyniki na poziomie 10 proc. już dawno stały się przeszłością.

Nowoczesna Katarzyny Lubnauer może być ważnym elementem sojuszu partii opozycyjnych, jako partia bardziej świeża i liberalna od Platformy, a także nieuwikłana do tej pory w rządzenie, ale też ma swoje problemy (w tym finansowe) i musi odbudować poparcie w sondażach, które ostatnie spadło.

Czytaj też: Wieś, decydujące starcie

Coraz mniej czasu

Wszyscy czekają na ruch wspomnianych już Tuska i Biedronia. W wypadku Biedronia sytuacja jest dość jasna: do wyborów europejskich pójdzie sam. Jeśli osiągnie dobry wynik, będzie mógł dyktować warunki, jeśli pójdzie mu gorzej, będzie zmuszony szukać sojuszy. Były premier i lider Platformy wciąż nie ujawnia swoich planów.

Na razie trwają rozmowy wszystkich ze wszystkimi i każdy scenariusz jest możliwy. Do dealu może dojść nawet jeszcze w tym tygodniu. Co rusz wybuchają newsy o jakimś porozumieniu (w tym tygodniu Onet doniósł o zawarciu koalicji SLD-PSL-Nowoczesna, a „Wyborcza” o przesądzonym sojuszu PO-PSL), ale na razie się nie potwierdzają. A czasu jest coraz mniej, ewentualna koalicja opozycji na wybory europejskie powinna powstać najpóźniej w lutym.

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama