Tak, politycznie 2019 rok będzie najważniejszy od 30 lat, od początku transformacji. W 1989 r. wydawało się, że Polska na nowo, i tym razem na trwale, połączyła swój los z Zachodem, od którego historia tyle razy odciągała nas na cywilizacyjne peryferie. Teraz to już nie jest takie oczywiste: rządząca od 3 lat ekipa wyraźnie usiłuje się z tego związku wyrwać i podążać osobnym torem. My uważamy, że to jest tor ślepy, prowadzący nasze państwo do wykolejenia albo – w najlepszym razie – znów na historyczną bocznicę. Jednak nieuchronnie zbliżamy się do rozjazdu, może nawet szybciej, niż sądziliśmy.
Według rozkładu wybory parlamentarne powinny odbyć się jesienią, ale władza, odsuwając uchwalenie budżetu, pozostawiła sobie pretekst do wcześniejszego rozwiązania Sejmu. Krótka kampania i szybkie, nawet marcowe, głosowania byłyby zapewne korzystniejsze dla obozu władzy niż dla opozycji. Jednak wszelkie kalkulacje są dziś zwodnicze, bo to nie będą normalne wybory. Dobrze już widać, że tu nie chodzi tylko o skład i program kolejnego rządu RP, ale także o przyszłość Polski i jej ustroju, być może na pokolenie. Niewykluczone, że w przypadku wygranej PiS byłyby to też ostatnie na długi czas, naprawdę wolne, konkurencyjne wybory. Bo w tej IV czy V RP opozycja raczej nie może liczyć na równą rywalizację z partią władzy, dysponującą wszystkimi zasobami i całym aparatem państwa. Tak, politycznie to będzie gra o wszystko.
Na razie, na czas kampanii, PiS jak zwykle przywdziewa kamuflaż, chowa radykalne postulaty i działaczy, zasłania się unijną flagą, ale jest jasne, że po ewentualnej wygranej dokończone zostaną wszystkie czasowo zawieszone operacje. Ruszy proces przejmowania kontroli nad resztką niezależnych instytucji w państwie: nad sądami, wolnymi mediami, prywatną gospodarką, sektorem finansowym, zwłaszcza samorządami.