Kraj

Przy nadziei

Wszystko zależy od tego, jakie myśli i postanowienia towarzyszą noworocznemu wzruszeniu.

Są takie święta, których świętość i odświętność opiera się na wspólnym przeżywaniu nadziei. Tak jest wiosną, gdy odnawia się wegetacja, i tak jest zimą, gdy dzień znowu zwycięża noc. Radość zaczynania od nowa jest tak wielka, że niektóre narody, tak jak Żydzi, mają kilka „nowych roków”.

W zasadzie należałoby mieć tak każdego dnia. Każdego dnia wstawać z postanowieniem, że oto zacznie się nowe, lepsze, bardziej rozumne życie. Zostawiać za sobą błędy i marnotrawstwo dnia wczorajszego, oczyszczać się z jego grzechów, by w odnowionej postaci i z jasnym czołem iść naprzeciw swemu przeznaczeniu. Niestety, nadzieja woli być odświętna, a spospolicenie i codzienność jej nie służy. Na co dzień zostaje z niej błogosławiony optymizm i energia do życia, które z pewnością są nie do pogardzenia, lecz brakuje im metafizycznego wzruszenia i wzniosłości, wyróżniających nadzieję noworoczną. Trzeba by zebrać się na odwagę i zapytać, czy są to tylko czcze i naiwne uczucia, czy też nadzieja ma jakąś moralną i egzystencjalną wartość? Jest że ona matką głupich, jak powiadają, czy wręcz przeciwnie – mądrością życia?

Wszystko zależy od tego, jakie myśli i postanowienia towarzyszą noworocznemu wzruszeniu. Czym jest ów „szczęśliwy nowy rok”, który tak uparcie i głośno zaklinamy w corocznych powinszowaniach? Jest z pewnością spokojny, zdrowy i zasobny. Życzymy sobie jednak jeszcze czegoś więcej. Jako się rzekło, chcielibyśmy zacząć od nowa jako lepsi ludzie, odkreślając przeszłość i rozpoczynając życie jakby od nowa, pogodzeni z bliskimi i z samymi sobą. To zaczarowanie przeszłości, dzięki któremu zaczajone w niej zło nierozwiązanych konfliktów i niespłaconych rachunków stanie się bezsilne, wydaje się być niezbędnym gestem, otwierającym przed człowiekiem jego przyszłość jako przestrzeń opromienioną nadzieją.

Polityka 1.2019 (3192) z dnia 01.01.2019; Felietony; s. 103
Reklama