W „Wojnie peloponeskiej” Tukidydes pisze, że „Lacedemończycy sprawowali hegemonię nad swoimi sprzymierzeńcami, nie żądając od nich daniny. Starali się jedynie o to, ażeby zgodnie z ich interesem ustrój u sprzymierzeńców był oligarchiczny”. Ateńczykom zależało głównie na daninach na utrzymanie i rozbudowę floty, ale jeśli któryś ze sprzymierzeńców się ociągał, to wysyłali triery, instalowali u niego garnizon i kazali powołać do władzy demokratów. Widać z tego, że w wewnętrznych konfliktach politycznych możliwość odwołania się do jakiejś „zagranicy” należy do zasobów skonfliktowanych stron. Tak było nie tylko w starożytnej Grecji, ale i w Europie, od czasu wojen religijnych, przez Święte Przymierze, po okres zimnej wojny.
Dziś w Polsce ścierają się liberalni konstytucjonaliści (anty-PiS), którzy mają za sobą Unię Europejską, z narodowo-demokratycznymi suwerenistami (PiS) popieranymi przez Węgry, niestanowiące przemożnej siły, co też przesądziło o ostatniej porażce obozu władzy.
Zwycięstwo opozycji w sprawie I Prezes Sądu Najwyższego i „starych”, zmuszonych do odejścia w stan spoczynku, sędziów jest ważne, ale ma charakter cząstkowy. System wymiaru sprawiedliwości nadal pozostaje przez PiS przeorany, ale wydaje się, że po odbiciu przyczółka, jakim jest „stara” kadra Sądu Najwyższego, liberalni konstytucjonaliści uzyskali podstawę do kontrofensywy i przejęcia z rąk demokratyczno-narodowych suwerenistów dwóch strategicznie kluczowych pozycji ryglowych na froncie walki: Krajowej Rady Sądownictwa i Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Warunkiem powodzenia takiej kontrofensywy jest przemyślenie pozytywnego doświadczenia wspomnianego cząstkowego zwycięstwa i doprowadzenie do synergii działań „zagranicy” (instytucje wspólnotowe Unii Europejskiej, Rada Europy, Komisja Wenecka), „nadzwyczajnej kasty” (Sąd Najwyższy, Najwyższy Sąd Administracyjny, stowarzyszenia i zgromadzenia sędziowskie), „totalsów” (antypisowska opozycja parlamentarna) oraz „ulicy” (manifestacje), na które w zimie nie za bardzo można liczyć.