Donald Tusk jest politykiem, który świetnie rozumie znaczenie kalendarza. Dlatego żeby odpowiedzieć na pytanie o to, kiedy powróci do polskiej polityki, należy właśnie spojrzeć w kalendarz. Jakie daty są kluczowe? Za nami wybory samorządowe, w których opozycja złapała kontakt z obozem władzy, oraz setna rocznica odzyskania niepodległości, którą Tuskowi udało się wykorzystać do przypomnienia wyborcom o swoim istnieniu.
Przed nami, 26 maja 2019 r., wybory europejskie, istotne dla unijnej pozycji Donalda Tuska (do tego jeszcze wrócimy), oraz jesienne wybory do Sejmu i Senatu (kluczowe dla Polski – zdecydują o tym, czy PiS utrzyma, czy straci władzę). Już po wyborach parlamentarnych w Polsce, 30 listopada 2019 r., kończy się kadencja Tuska w Brukseli jako przewodniczącego Rady Europejskiej. Sezon polityczny w kraju zamkną wybory prezydenckie na wiosnę 2020 r., w których Tusk jest obsadzany w roli kandydata Platformy czy nawet (prawie) całej opozycji.
Czytaj też: Nie ma niepodległości bez wolności, mówił Tusk
Wybory prezydenckie za późno
Kiedy Tusk mógłby już realnie wrócić do polskiej polityki? Spójrzmy na te trzy nadchodzące kampanie, począwszy od prezydenckiej.
Za tym terminem przemawiają dwa silne argumenty. Po pierwsze, wspomniany pomysł wystawienia przez PO kandydatury Tuska na prezydenta. Były premier miałby realne szanse na zwycięstwo, a stanowisko głowy państwa mogłoby być zwieńczeniem jego kariery politycznej. Po drugie, to pierwsze wybory, w których Tusk mógłby uczestniczyć po zakończeniu kadencji w Europie. Były premier wielokrotnie się wypowiadał, że bardzo poważnie traktuje tego rodzaju zobowiązania, dlatego nie będzie pochopnie przerywał kadencji w Brukseli.
Problem w tym, że wybory prezydenckie tym razem nie są kluczowe. Jeśli opozycja wygra wcześniej wybory parlamentarne sama, bez pomocy Tuska, to nie musi już go potrzebować w prezydenckich. Jeśli z kolei wygra PiS, to po co Tuskowi prezydentura z pisowskim rządem u boku przez co najmniej trzy lata? Były lider Platformy już kiedyś deklarował, że nie interesuje go „siedzenie pod żyrandolem”. Chce grać o główną stawkę, czyli odebranie PiS władzy.
Były premier zdaje sobie sprawę, że druga kadencja rządów PiS może spowodować trudną do odwrócenia konsolidację obozu władzy. To tzw. scenariusz węgierski, w którym partia rządząca tak silnie się zespawała z państwem, że jej odsunięcie jest prawie niemożliwe.
Czytaj też: Tusk po przesłuchaniu przed komisją śledczą
Wybory europejskie za wcześnie
Drugi z możliwych terminów to kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Żeby w niej faktycznie uczestniczyć, Tusk musiałby wracać do Polski już teraz. Czasu zostało naprawdę niewiele, kampania formalnie ma się zacząć w lutym (to za niewiele ponad dwa miesiące), a w zasadzie się rozpoczęła.
Tymczasem Tusk w Brukseli, z racji swojej funkcji, znalazł się w środku awantury brexitowej, która potrwa co najmniej do końca marca 2019 r. Szef Rady Europejskiej zwyczajnie nie ma chwili na inne zajęcia, a porzucanie stanowiska w takim momencie byłoby nie do pomyślenia.
Dlatego do maja były premier nie będzie miał czasu na polską politykę. Zresztą sam to zasygnalizował w łódzkim przemówieniu z 10 listopada, kiedy zaprosił do tworzenia społecznego komitetu obchodów rocznicy Konstytucji 3 Maja – bez czekania na to, czy ktoś „przyjedzie na białym koniu”.
Czytaj też: To nie koniec problemów z brexitem
Zostaje czerwiec 2019 r.
Pozostał więc trzeci możliwy termin, czyli kampania przed wyborami do Sejmu i Senatu jesienią 2019 r. To kulminacyjny punkt polskiego sezonu politycznego i najważniejsze głosowanie, które przesądzi o tym, kto będzie tworzył następny rząd. Jeśli Tusk chce wrócić po to, żeby odebrać PiS władzę, może się to zdarzyć tylko wtedy. Udział byłego premiera może okazać się kluczowy i przesądzić o wyniku wyborów
A co w takim razie ze stanowiskiem Tuska w Unii Europejskiej? Powrót do Polski przed wyborami do Sejmu i Senatu oznaczałby konieczność zakończenia kadencji prawie pół roku przed terminem. Jednak, po pierwsze, po zakończeniu kwestii brexitowych Tusk nie bardzo będzie miał coś do roboty w Brukseli. A po drugie, po wyborach europejskich dojdzie w Unii do przetasowania całej talii kluczowych stanowisk.
W czerwcu do obsadzenia będą fotele przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, szefa Komisji Europejskiej i jego zastępcy do spraw zagranicznych (a także, od listopada, prezesa Europejskiego Banku Centralnego). Tusk, zwalniając już w czerwcu swoje miejsce, rozwiązałby ręce europejskim przywódcom i ułatwił rozmowy o znalezieniu następcy. Z tych powodów nikt w Brukseli nie miałby pretensji do Polaka, gdyby odszedł tuż po wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Z polskiego i europejskiego kalendarza politycznego wynika więc, że najbardziej logiczny termin powrotu Tuska do krajowej polityki to czerwiec przyszłego roku i początek kampanii przed wyborami parlamentarnymi.
Czytaj też: Zaczynamy cykl najważniejszych wyborów od 1989 r.
To wszystko? Nie, są jeszcze warunki
Oczywiście na odpowiedzi czekają jeszcze inne kluczowe pytania: czy Tusk w ogóle się zdecyduje na powrót i co konkretnie ten powrót miałby oznaczać. Nie bez powodu na razie zostawia sobie wszystkie opcje otwarte i niczego w jasny sposób nie deklaruje. Pod jakimi warunkami Tusk mógłby znów bezpośrednio się zaangażować w polską politykę? I w jakim charakterze?
Po pierwsze, o czym już była mowa, Tusk wróci tylko w wypadku, gdy będzie wiedział, że istnieją realne szanse na zwycięstwo nad PiS. Oznacza to możliwość sformowania przed wyborami do Sejmu jednego – lub maksymalnie dwóch – silnych bloków opozycji. Tusk byłby naturalnym liderem czy też patronem bloku opartego na obecnej Koalicji Obywatelskiej.
Po drugie, Tusk nie powróci do swojej dawnej partii. Z jednej strony trudno byłoby go sobie wyobrazić w innej pozycji niż przywódcza, a z drugiej – równie trudno wyobrazić sobie usunięcie w tym momencie z tej pozycji Grzegorza Schetyny. Złym pomysłem byłaby też jakaś nowa „partia Tuska” czy „lista Tuska”. Nowych inicjatyw politycznych – od Roberta Biedronia po Ryszarda Petru – mamy na scenie już nadmiar, ugrupowanie byłego premiera tylko pogłębiłoby chaos.
Dlatego Tusk powróci (jeśli powróci) jako lider lub patron bloku politycznego czy też zjednoczonej opozycji, a nie konkretnej partii. I tylko pod warunkiem, że jego powrót mógłby przesądzić o zwycięstwie w wyborach do Sejmu. A jeśli to się uda, to wtedy były premier pomyśli, co dalej.
Czytaj też: Zakładnicy d'Hondta