Z felietonu Romana Kurkiewicza „Ciszej nad tą setką” w „Przeglądzie”: „Cała ta rocznica jawi się jak jakiś widmowy obowiązek, który sensu żadnego nie niesie, jest jakąś kulą u nogi, staje się okazją nie do namysłu, sporu, uczciwego bilansu zamknięcia, tylko pretekstem do dziecinnego akademiowania pod przymusem, z infantylnym recytatywem pod dyktando skrajnej prawicy, którą jest niemal cała klasa polityczna, nie zdając sobie zresztą z tego sprawy”.
Szef sztabu wyborczego PiS Tomasz Poręba zachwyca się własną pracą („Sieci”): „To była kampania bardzo precyzyjnie zaplanowana i konsekwentnie realizowana. Postawiliśmy w niej mocno na przekaz związany z wiarygodnością PiS (...)”. To wiarygodność mierzona wyrokami sądów w sprawie kłamstw premiera Morawieckiego i wynikami II tury w miastach, w odniesieniu do których Poręba snuje rozważania: „Mam świadomość, że ci ludzie [z miast] nie głosują na PiS, bo np. nie podoba im się nasz program. Ale tak naprawdę oni na nas nie głosują, bo mają gdzieś podskórnie zakodowaną niechęć do Prawa i Sprawiedliwości”. Głębokie.
Adam Bielan, jeden z „mózgów” Zjednoczonej Prawicy, dla „Do Rzeczy” po wyborach: „Przegrane w dużych miastach były wkalkulowane w tę kampanię i nie stanowią żadnego zaskoczenia. Jedyne, co zaskoczyło, to skala porażki w Warszawie. (...) Nie da się ukryć, że rozstrzygnięcie w Warszawie zepsuło nam cały efekt podczas wieczoru wyborczego”.
Jacek Karnowski („Sieci”) przestrzega partię rządzącą: „Po bolesnej porażce w metropoliach na prawicy znów wróciło pytanie: czy lemingi da się przekonać do poparcia PiS? (.