Kraj

Dokąd jedzie ten autobus?

Już nie PGZ, a PGE będzie pompowało pieniądze w Autosan

Autosan w 2016 r. stawał się podporą krajowej zbrojeniówki, filarem największego kontraktu zbrojeniowego w historii, dumą rządzących w dziele ratowania zrujnowanego krajowego przemysłu. Autosan w 2016 r. stawał się podporą krajowej zbrojeniówki, filarem największego kontraktu zbrojeniowego w historii, dumą rządzących w dziele ratowania zrujnowanego krajowego przemysłu. P. Tracz / Kancelaria Prezesa RM
Prezes PiS zapowiedział przejęcie fabryki autobusów w Sanoku przez PGE i rozpoczęcie tam produkcji pojazdów elektrycznych. Kiedy dwa lata temu na rozkaz Antoniego Macierewicza Autosan wchodził do PGZ, firma miała współprodukować... patrioty.

Autosan najwyraźniej nie ma szczęścia do dobrej zmiany. Z jednej strony patriotyczne hasła ratowania krajowego przemysłu, mnożące się obietnice, wizyty na najwyższym szczeblu rządowym i wielkie nadzieje państwowego wsparcia. A jednocześnie trzech prezesów w ciągu trzech lat, zaskakujące wykupienie za pieniądze MON i włączenie do nieznanej wcześniej gałęzi przemysłu zbrojeniowego, kompromitujące wpadki przetargowe i ponownie zaglądający w oczy kryzys. Na Podkarpaciu, w bastionie PiS, brak sukcesu mimo rządowego wsparcia to porażka, na jaką przed wyborami nie można sobie pozwolić. Dlatego jest nowy pomysł, jeszcze lepszy od zbrojeniówki: przejęcie fabryki przez Polską Grupę Energetyczną i produkcja autobusów elektrycznych. A że pomysł obwieścił na wyborczym wiecu sam prezes PiS Jarosław Kaczyński, zaznaczając, że przejęcie „jest w tej chwili już zaawansowane”, nikt nie śmie wątpić, że w nowym konglomeracie państwowych spółek wedle słów prezesa „Autosan ma wielką przyszłość”. Na zewnątrz tej szopki nikt nie wątpi, że to z PGE zamiast z pogrążonej w stratach PGZ mają do Sanoka popłynąć kolejne dziesiątki milionów, by fabryka przynajmniej przetrwała do wyborów za rok.

Czytaj także: Kres pekaesów. Zjazd do zajezdni

Jak dofinansować elektoralną bazę

Dzisiaj nie ma sensu analizowanie perspektyw budowy elektrycznych autobusów w fabryce, która ma nawet problem ze sprzedażą tych tradycyjnych, spalinowych. Nie o to bowiem w deklaracji prezesa chodzi. Nawet jeśli rzeczywiście inwestycje PGE będą miały oficjalnie na celu stworzenie w Autosanie „supernowoczesnej produkcji autobusów elektrycznych”, to przecież nie uda się to w roku wyborczym. Na krótką metę chodzi wyłącznie o dofinansowanie elektoralnej bazy i ewentualnie pokazanie nowego, nowoczesnego kierunku zmian, na wypadek gdyby ktoś zapytał o ich sens. Kiedy Autosan trafiał do PGZ, Antoni Macierewicz mówił: „To dowód na to, że rozwój polskiej gospodarki może się odbywać nie kosztem społeczeństwa, nie kosztem przemysłu zbrojeniowego, nie wbrew dążeniom społecznym, ale odwrotnie – wzmacniając te wszystkie wartości”. Kiedy główny prezes zadysponował przejście firmy z PGZ do PGE, obecny minister obrony Mariusz Błaszczak nie był już tak pewien wojskowego potencjału Autosana: „Autobusy to nie jest produkt wojskowy, (...) polski przemysł zbrojeniowy koncentruje się na produkcji broni dla wojska polskiego”. Ta ewolucja zaszła za rządów jednej partii, w ciągu dwóch lat.

Wątpliwa „podpora zbrojeniówki”

Autosan jeszcze dwa lata temu stawał się podporą krajowej zbrojeniówki, filarem największego kontraktu zbrojeniowego w historii, dumą rządzących w dziele ratowania zrujnowanego krajowego przemysłu. Zbankrutowany, dwukrotnie wystawiany na sprzedaż zakład został w styczniu 2016 r. zakupiony za ledwie nieco ponad 17 mln przez podległe Macierewiczowi firmy PGZ: PIT-Radwar i Hutę Stalowa Wola. Ciężarem podzieliły się one po połowie, obejmując po 50 proc. udziałów. Nawet znalazły dla Autosana rolę poddostawcy w olbrzymim zamówieniu zbrojeniowym na system Wisła – rakiety przeciwlotnicze Patriot i cały towarzyszący osprzęt. W Sanoku miały powstawać kabiny dowodzenia, co zostało przypieczętowane w grudniu 2016 r. nawet specjalnym listem intencyjnym z Raytheonem, głównym wykonawcą zamówienia. Przedstawiciele firmy uczestniczyli w rozmowach offsetowych z amerykańskim dostawcą. Kiedy w marcu tego roku podpisywana była ostateczna umowa na system Wisła, Autosana już nie wymieniano wśród poddostawców. Formalnie w konsorcjum Wisła sanocka wytwórnia nadal widnieje. Stosownego zlecenia wciąż nie ma i nie wiadomo, czy będzie.

Czytaj także: Co przyniesie Polsce zakup wyrzutni Patriot

Dobra zmiana bez dobrych efektów

Autosanowi może nie całkiem wiodło się w zbrojeniówce, ale na niwie motoryzacyjnej było coraz lepiej. Zakład systematycznie zdobywał zamówienia i wychodził na prostą. W 2017 r. podpisał umowy na ponad 200 pojazdów, w tym 28 dla wojska. Nie obyło się też bez wpadki. Przypomnijmy, pracownik spółki spóźnił się o 20 minut ze złożeniem dokumentów w konkursie o wojskowy kontrakt, który miał firmę postawić na nogi po jej przejęciu przez PGZ. Sprawa zrobiła się głośna, bo w akcję rządowego ratowania Autosana zaangażowała się wcześniej osobiście premier Beata Szydło – i ona sama, nie kryjąc oburzenia, zleciła wyjaśnienie „afery” Henrykowi Kowalczykowi, wpływowemu szefowi komitetu stałego rządu, obecnie ministrowi środowiska. Sprawa wywołała poważne tarcia między Szydło a Macierewiczem, kilka dni żyły nią media. Antoni Macierewicz sugerował, że w Sanoku mogło dojść do sabotażu jego starań naprawczych, a sprawa zawalonego przetargu na autobusy dla wojska „ma kryminalny charakter”. Stanowisko stracił drugi za dobrej zmiany prezes Autosana. Trzeci – obecnie tylko pełniący obowiązki – być może odejdzie po przejęciu firmy przez spółki energetyczne. One są chyba najbardziej znane z przydzielania stanowisk politycznym nominatom.

Wyborczy autobus z Sanoka skręcił teraz w nową drogę, ku elektromobilności. Patrząc z zewnątrz, wydaje się dziwne, że zakład trzeba ratować na nowo. Czyżby nowa ekipa jednak „nie dała rady”? Aha, przecież kręcący kierownicą prezes nie ma prawa jazdy.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Rozmowa z filozofem, teologiem i byłym nauczycielem religii Cezarym Gawrysiem o tym, że jakość szkolnej katechezy właściwie nigdy nie obchodziła biskupów.

Jakub Halcewicz
03.09.2024
Reklama