Kraj

Obyczaje i „wsie Potiomkina”

Przed- i powyborcze naganne obyczaje polityczne

Dość szczególnym rysem rodzimych politycznych antagonistów jest poczucie, że słowo „przepraszam” załatwia sprawę. Dość szczególnym rysem rodzimych politycznych antagonistów jest poczucie, że słowo „przepraszam” załatwia sprawę. Rob Curran / Unsplash
Rywalizacja o głosy elektoratu (czy też suwerena) sprawiła, że propagandowe zapasy nabrały szczególnych rumieńców.

Wyniki (wciąż spływające) wyborów samorządowych są komentowane mniej więcej w taki sposób. Na pewno nikt się nie spodziewał tak dobrego wyniku PSL i Bezpartyjnych. SLD liczył na więcej, ale uzyskał wynik zadowalający. Kukiz ’15 odnotował regres w porównaniu z wyborami parlamentarnymi w 2015 r. PiS wygrał w planie bezwzględnym, ale rezultat jest gorszy niż sondaże, a ponadto partia ta poniosła klęskę w dużych miastach. KO zebrała ponad jedną czwartą głosów, ale nie pokonała Zjednoczonej Prawicy.

Nachalna propaganda sukcesu

Kalendarium pisania niniejszego felietonu nie pozwala czekać na ostateczne wyniki. Wnioski mogą zostać sformułowane po II turze. Wtedy też zapewne zapadną jakieś rozstrzygnięcia w kwestii ewentualnych koalicji w sejmikach, aczkolwiek obecny stan nie wróży zbytniego powodzenia dobrej zmianie w utworzeniu stabilnych sojuszy. Oglądałem TVP Info w wieczór wyborczy. Atmosfera przypominała to, co serwowano w „Dzienniku Telewizyjnym” w czasach PRL, gdy ówcześnie rządząca partia triumfowała z powodu zwycięstwa nad siłami reakcji. Podobnie nachalna propaganda sukcesu: że PiS wygrał z KO, aczkolwiek graczy wyborczych było znacznie więcej. Brylował p. Sasin, najwyraźniej oddelegowany na pierwszą linię frontu powyborczego. Walnie wspomagany przez prezenterów i niektórych dziennikarzy, zwłaszcza p. Stankowskiego z „Gazety Polskiej”, tak głośno zachwalał swoją partię, że od razu przypomniał się aforyzm Leca: „Dmą w róg obfitości, musi być pusty”. Poczekamy, zobaczymy.

Nazistowski plakat? Nie tędy droga

Nie sposób nie odnieść się do wyborów, ale zasadniczy cel niniejszego felietonu jest zgoła inny. Mam na uwadze obyczaje polityczne. Wprawdzie nie pojawiły się w związku z kampanią wyborczą, ale wcześniej. Z drugiej strony rywalizacja o głosy elektoratu czy też suwerena sprawiła, że propagandowe zapasy nabrały specjalnych rumieńców. Aby nie zostać posądzonym o bezwyjątkową jednostronność, zacznę od strony opozycyjnej.

Pan Furgo, poseł PO, opublikował grafikę z wizerunkami czołowych polityków prawicy. Podpis był taki: „Złe duchy nad Twoim domem, wspieraj UE, a zostaniesz uratowany”. Okazuje się, że utwór p. Furgi jest podobny do plakatu niemieckiego z czasów wojny wzywającego: „Złe [Stalin, Roosevelt, Churchill i dodatkowa postać, zapewne Żyd] duchy ponad Twym domem! Pracuj z Niemcami, a zostaniesz uratowany”. Pan Furgo wyjaśnił: „Kontrowersyjną grafikę usunąłem, przyznając, że nie miałem zielonego pojęcia, że istnieje podobny oryginał z czasów II wojny światowej. Wszystkich, którzy zostali urażeni, przepraszam”.

Nie będę dociekał, czy p. Furgo rzeczywiście „nie miał zielonego pojęcia”, aczkolwiek trudno w to uwierzyć z uwagi na uderzające analogie obu grafik, w tym podpisów. Autor zacytowanych słów jest osobą publiczną i nie może zasłaniać się niewiedzą. Nie tłumaczy go też intencja. Jestem agnostykiem i nie wierzę w istnienie duchów: ani prawicowych, ani lewicowych i odpowiednio dobrych lub złych. Z drugiej strony twierdzę, że dobra zmiana jest złem dla Polski m.in. dlatego, że osłabia Unię Europejską, a skoro tak, to należy wspierać wszelkie działania utwierdzające obecność naszego kraju w tej wspólnocie i przeciwdziałać tendencjom przeciwnym. Niemniej wykorzystywanie formy i treści plakatu nazistowskiego uważam za poważny delikt nierespektujący wymogów politycznej obyczajności.

Czytaj także: PiS praktycznie postawił już polskie sądownictwo poza unijnym. Zanosi się na polexit?

Opozycja nie ma szczęścia do strategów

Pan Schetyna, lider PO, oświadczył: „Dla dobra Polski i jej obywateli, dla naszego miejsca w Europie musimy wygrać te wybory. Zmobilizować wszystkie pozytywne siły i strząsnąć ze zdrowego drzewa naszego państwa pisowską szarańczę”. „Wiadomości” TVP tak to skomentowały: „Ta wypowiedź odbiera człowieczeństwo adresatom tych słów. W latach 90. podobną retoryką posługiwały się w Rwandzie media związane z plemieniem Hutu wobec przedstawicieli ludu Tutsi. Używały słowa »karaluchy«. (...) W 100 dni zamordowano ok. miliona ludzi”.

Nadinterpretacja dokonana przez reportera TVP jest oczywista. Wezwanie do wygrania wyborów to nie odczłowieczanie, szarańcza to nie karaluchy, a wygranie wyborów to nie zabijanie. Niemniej wypowiedź p. Schetyny jest naganna, nawet wziąwszy pod uwagę jej biblijne powinowactwo i uznając, że odsunięcie PiS od władzy leży w interesie Polski i jej obywateli. Nie przekonuje tłumaczenie szefa PO (podzielane przez kilku działaczy – mam na myśli oficjalne wypowiedzi): „Nie było w historii nikogo, kto by z Kaczyńskim wygrywał na miękko. Oni narzucają taką grę. I to jest wybór zerojedynkowy: albo my ich zatrzymamy i obronimy samorząd, albo za rok oni ostatecznie cofną Polskę w polityczny niebyt i wszyscy będziemy w innym miejscu historii”. Wszystko to można powiedzieć, używając języka wolnego od wieloznacznych metafor o wątpliwej skuteczności. Poczynania pp. Schetyny i Furgi raczej uzasadniają dość powszechne przeświadczenie, że opozycja wobec dobrej zmiany nie ma nadmiernego szczęścia do strategów odpowiedzialnych za taktykę w walce o władzę.

Wszystko uchodzi, gdy walczy się o władzę

Politycy prawicy skwapliwie skorzystali z prezentów zaserwowanych przez pp. Furgę i Schetynę. Wspomniana reakcja „Wiadomości” TVP jest tego przykładem, kolejnym stwierdzenie p. Sasina, że użycie słowa „szarańcza” w rozważanym kontekście to „język nazistowski znany z hitlerowskich Niemiec”. Wszelako p. Sasin nie jest nadmiernie biegły w antysemickiej propagandzie III Rzeszy korzystającej z metaforyki szczurów i robaków, podczas gdy szarańcza to rodzaj owadów. Pomijając zoologiczne roztrząsania, odpowiedzi aktywistów dobrej zmiany są na poziomie porównywalnym do tego, co je spowodowało. Prawicowi propagandziści nie mają zresztą zbyt wielkiego prawa do krytykowania swoich adwersarzy, ponieważ ich strona od dawna korzysta z takich eleganckich konceptów jak dziadek z Wermachtu, Tusk w mundurze tej armii, miejsce, gdzie stało ZOMO, w przeciwieństwie do tego, gdzie stoimy „my”, zdradzieckie mordy, zabójcy, zboczeńcy, donosiciele do Komisji Europejskiej, złodzieje, drugi sort (to chyba nawiązanie do niemieckiej stratyfikacji społecznej w latach 1933–45), imigranccy gwałciciele (sławny plakat przedwyborczy z wieloma błędami i przekłamaniami), sodomici itp.

Przy bezspornej naganności oznajmień pp. Furgi i Schetyny druga strona jest co najmniej równie obciążona. Do tego trzeba dodać przedwyborczą grę taśmami niewiadomego pochodzenia i osobliwe stwierdzenie, że jeśli politycy PO klęli, to używali knajackiego języka, a gdy nieparlamentarne zwroty padały z ust p. Morawieckiego (juniora), to mamy do czynienia z męską gwarą. Cóż, programowy absolutyzm moralny bywa radykalnym relatywizmem. Przykładem p. Paruch, profesor i coraz aktywniejszy politolog dobrej zmiany. Zapytany o wspomniany plakat wyjaśnił, że nie podoba mu się jako romantykowi, ale rzecz trzeba oceniać w kategoriach racjonalności politycznej. Inaczej mówiąc: wszystko uchodzi, jeśli jest skuteczne w walce o władzę.

Kariera słowa „przepraszam”

Dość szczególnym rysem opisanych kwalifikacji rodzimych politycznych antagonistów jest poczucie, że słowo „przepraszam” załatwia sprawę. Postawa taka ma już w Polsce niejaką tradycję. Zaczęła się chyba od przeprosin za Jedwabne w 2001 r. Pan Kwaśniewski, ówczesny prezydent, skierował stosowną prośbę do Żydów, aczkolwiek nie do tych, którzy zostali zabici w 1941 r. Jeszcze ciekawiej zachowali się polscy hierarchowie, którzy ubrani w bogate szaty liturgiczne przeprosili Pana Boga za jedwabieńską masakrę.

A potem przeprosiny sypały się jak z rękawa. Pomijając Jedwabne, trzeba jednak zauważyć, że ciężkie oskarżenia polityczne nie są sprawą etykiety, ale czymś znacznie poważniejszym, kwestią odpowiedzialności politycznej, np. za powodowanie brutalizacji dyskursu społecznego – nie tylko wśród polityków, ale także ogólnej przestrzeni publicznej. Oto przykład. Pewien nauczyciel akademicki, doktor filozofii i rzecznik organizacji kombatanckich, prowadzi blog. Ktoś zamieścił tam poetycki komentarz: „Przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyliśmy też sowiecki, przeżyliśmy hitlerowski, przeżyjemy i żydowski”. Gospodarz bloga, apostoł dekomunizacji i należnego czczenia bohaterów, odpowiada: „Oczywiście”. Oczywista oczywistość, zważywszy na wzorce płynące ze szczytów polskiej hierarchii politycznej. Przypomnę, jak to pisano, że „Bartoszewski stał przed blokiem. Podpowiadam praktykantom z Czerskiej. Na placu apelowym w Auschwitz”. Rzecz zresztą nie tylko w brutalizacji, ale, co jest nawet gorsze, permanentnym apelowaniu do irracjonalnych pokładów ludzkiej świadomości, gdyż to np. rodzi aprobatę sporej części tzw. suwerena dla mało rozsądnych kroków w kierunku polexitu lub marginalizacji Polski w UE.

Komiczny nonsens Jakiego

Pan (nie byle) Jaki przegrał bój o prezydenturę w Warszawie. Tuż przed metą płomiennie namawiał: „Warszawiacy podczas powstania warszawskiego mogli podjąć decyzję: zostajemy w domu, będziemy pilnowali tylko, żeby nam się nic nie stało. Ale nie, masowo chwycili za broń. Kochali Warszawę, zawsze chcieli stanąć w obronie bliźnich, zawsze chcieli stanąć w obronie drugiego człowieka, My dzisiaj stoimy przed podobnym wyborem”. Wypowiedź ta przenosi w rejony komicznego nonsensu. Nawiązując do drugiej części tytułu, przypomnę, że tzw. wsie potiomkinowskie były to fikcyjne, przenośne twory organizowane przez księcia Grigorija Potiomkina, aby caryca Katarzyna mogła się nacieszyć rosyjską kolonizacją na terenach odbitych od Turcji. Ostatnio przeczytaliśmy, że uczniowie jednej ze szkół mają otrzymać piątki za udział w spotkaniu z p. Morawieckim (premierem), a innej – że nie powinni brać książek do tornistrów mających być ważonymi w przytomności p. Zalewskiej, skądinąd zapewniającej, że młodzież szkolna wcale nie musi dźwigać ciężarów na plecach, udając się do szkoły z domu i z powrotem.

Zważywszy że caryca Katarzyna jest patronką p. Suskiego, osobistości ważnej w gabinecie p. Morawieckiego, trudno dziwić się takiej implementacji pomysłu kniazia Potiomkina przez dobrą zmianę. Wiele wskazuje na to, że potiomkinowskich fikcji będzie coraz więcej w polskim życiu społecznym. Przypuszczam, że na pierwszy ogień pójdą atrapy stacji benzynowych z wywieszonymi na nich dawnymi cenami paliw.

Zwykła wolność ustąpi wolności prawdziwej

Mniej śmieszna jest taka oto sugestia p. Pawłowicz: „A teraz jednak CZAS NA MEDIA! Moim zd. OPCJA ZERO na rynku RTV! Odbudowa przez WYGASZENiE WSZYSTKICH wydanych KONCESJI rtv i budowa rynku na zasadach UE, takich jak obowiązują np. w Niemczech Repolonizacja i ucywilizowanie! Dość zewn partii TVN czy onet!”. Być może taka będzie reakcja dobrej zmiany, gdy uzna, że wynik wyborów samorządowych w 2018 r. był niekorzystny i nie może powtórzyć się w elekcji do europarlamentu oraz Sejmu i Senatu. Zwykła wolność będzie musiała ustąpić wolności prawdziwej. Wprawdzie p. Morawiecki szacuje, że PiS potrzebuje 12 lat na gruntowną przebudowę Polski, ale p. Pawłowicz chyba uważa, że to na pewno za długo. Wiadomo jej, że „chuliganeria i zadymiarze liczyli w Warszawie głosy”.

Pani Nykiel, prawicowa publicystka, wtóruje p. Pawłowicz i obwieszcza: „Warszawa, Poznań, Łódź czy Legionowo utrwaliły dziś najgorszy stereotyp Polaka – cwaniaka, złodzieja i kombinatora. Na szczęście Polska to nie tylko największe miasta. Wręcz przeciwnie!”. Ciekawe, skąd pochodzi i gdzie mieszka autorka tych wysoce ujmujących słów.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama