Wyniki potwierdziły to, co było widać na ostatniej prostej kampanii. PiS popełnił kilka poważnych błędów, które zmobilizowały proeuropejski elektorat, szczególnie w metropoliach. Obóz prawicy, pewnie prowadzący w sondażach od trzech lat, zachwiał się w ostatnim tygodniu przed wyborami.
Na wyniki prawicy wpłynęła np. skarga Zbigniewa Ziobry do Trybunału Konstytucyjnego dotycząca zadawania pytań przez polskie sądy do Trybunału Sprawiedliwości UE, którą wielu obserwatorów uznało za pierwszy krok rządu PiS do wyjścia z Unii. Równolegle sam unijny trybunał wstrzymał pisowskie zmiany w Sądzie Najwyższym. Rezultat głosowania pogorszył także obrzydliwy antyimigrancki spot, wypuszczony w ostatnich dniach kampanii, który wyborcy mogli odebrać jako obaw paniki w sztabie PiS.
Warszawa dla opozycji...
Największy błąd PiS popełnił jednak na początku kampanii: wybierając Warszawę na główne pole bitwy z opozycją. PiS liczył co najmniej na drugą turę, a być może na powtórkę ze zwycięstwa Lecha Kaczyńskiego z 2002 r. Patryk Jaki miał być jak Andrzej Duda w 2015 r. – z pozycji pretendenta pokonać lub przynajmniej zbliżyć się do faworyta Rafała Trzaskowskiego.
Czytaj też: PiS wygrywa sejmiki, opozycja Warszawę
Skończyło się porażką w I turze (zapewne, bo na oficjalne wyniki wciąż czekamy). Sam Patryk Jaki na ostatniej prostej też popełniał błędy, przykładowo porównał wybory samorządowe do powstania warszawskiego.
Porażka kandydata prawicy w warszawskiej I turze symbolizuje wynik PiS w całych wyborach. Partia Jarosława Kaczyńskiego chciała bowiem osiągnąć kilka celów: nadgryźć pozycję PO i niezależnych prezydentów w metropoliach, wysoko wygrać w sejmikach i wymazać PSL z wyborczej mapy. Nic z tych planów nie wyszło.
Czytaj też: Euforia w sztabie Koalicji Obywatelskiej
...i inne metropolie też
Kandydaci opozycji lub niezależni wysoko wygrali w metropoliach. W Łodzi groźba interwencji wojewody przeciwko Hannie Zdanowskiej zmobilizowała jej elektorat i doprowadziła do pewnego zwycięstwa w I turze. Na zwycięstwo bez dogrywki mają także szanse Jacek Jaśkowiak w Poznaniu i Jacek Sutryk we Wrocławiu.
W sześciu największych miastach kandydaci PiS przeszli do drugiej tury tylko w Gdańsku, gdzie obóz opozycyjny był podzielony między dwóch kandydatów, i w Krakowie. Szanse na zwycięstwo Małgorzaty Wasserman pod Wawelem i Kacpra Płażyńskiego na Wybrzeżu są jednak niewielkie.
Sejmiki wygrał PiS, ale niżej niż chciał
Politycznie bardzo istotne są wyniki wyborów do sejmików. To swego rodzaju wielki sondaż przed wyborami do Sejmu za rok (z pewnymi odchyleniami, bo w sejmikach lepiej wypadają ludowcy i kandydaci z komitetów niezależnych).
PiS w skali kraju wygrał z poparciem 32 proc. To najlepszy wynik tej partii w samorządach w historii, ale dużo mniejszy niż wynik w sondażach ogólnopolskich (35–40 proc.). Z obozem prawicy utrzymała kontakt liberalna opozycja (ponad 24 proc.) i wspomniany PSL (16,6 proc.).
Prawica wygrała w dziewięciu na 16 sejmików, ale władzę będzie w stanie przejąć najwyżej w czterech-pięciu. W poprzednich wyborach PiS zwyciężył w pięciu województwach, ale kontrolę nad zarządem województwa zdobył tylko w jednym (i to dopiero po roku).
Opozycja utrzyma więc kontrolę nad większością województw, co ma duże znaczenie przed przyszłorocznymi wyborami do Sejmu. Samorządy wojewódzkie, tak jak metropolie, pozostaną przyczółkami partii antypisowskich. Ponadto sejmiki i marszałkowie województw sprawują kontrolę nad sporymi budżetami, w tym unijnymi funduszami na modernizację.
Dobry wynik PSL, fatalny lewicy
Likwidacja wpływów PSL była jednym z najważniejszych celów PiS w tych wyborach. Wyniki sejmikowe pokazują, że tego także nie udało się prawicy osiągnąć. PSL ma słabsze poparcie niż cztery lata temu – osiągnął wówczas prawie 24 proc. Jednak około 6 pkt proc. z tego wyniku to był zapewne tzw. efekt książeczki (karty wyborcze miały formę książeczki i wielu wyborców głosowało na listę nr 1, czyli ludowców). Mimo propagandowej ofensywy PiS ludowcy pozostaną silni w regionach, a zapewne także w powiatach czy gminach.
Fatalnie wypadła za to lewica. SLD udało się wprawdzie lekko przekroczyć 5 proc. w skali kraju, ale to da tej partii pojedyncze mandaty w kilku sejmikach. Fotele mogą utrzymać prezydenci kojarzeni z Sojuszem, jak Tadeusz Ferenc w Rzeszowie czy Jacek Majchrowski w Krakowie, lecz to efekt ich indywidualnego poparcia, a nie siły lewicy. Inne ugrupowania lewicowe, jak Razem czy Zieloni, po raz kolejny poniosły klęskę. Źle to rokuje nowym inicjatywom na lewicy, przede wszystkim ruchowi Roberta Biedronia.