O co chodzi z ciszą wyborczą i czy warto ją znieść? To tak naprawdę kilka różnych zakazów
Cisza wyborcza składa się z kilku elementów. Najważniejszy z nich jest opisany w art 107 § 1 kodeksu wyborczego i jest to zakaz agitacji wyborczej w przedwyborczą sobotę i wyborczą niedzielę: „W dniu głosowania oraz na 24 godziny przed tym dniem prowadzenie agitacji wyborczej, w tym zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień oraz rozpowszechnianie materiałów wyborczych jest zabronione”.
Kolejna szczególna reguła, oczywista na tle wcześniej wymienionych, ale specjalnie podkreślona przez prawo w art. 107 § 2 kodeksu wyborczego, to zakaz prowadzenia agitacji wyborczej w siedzibie obwodowej komisji wyborczej, czyli w budynku, w którym głosujemy. „Agitacja wyborcza w lokalu wyborczym oraz na terenie budynku, w którym ten lokal się znajduje, jest zabroniona”.
Zakaz agitacji: co możemy, a czego nie?
Jak widać, cisza wyborcza nie obejmuje generalnie mówienia o polityce w mediach czy w miejscach publicznych, ale takie treści, które można uznać za agitację wyborczą, czyli „publiczne nakłanianie lub zachęcanie do głosowania w określony sposób, w tym w szczególności do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego”. Za łamanie ciszy przewidziane są kary grzywny od 20 zł do 5 tys. zł (art. 498 kodeksu wyborczego).
Z przepisu art. 107 kodeksu wynikają oczywiste zakazy: organizowania demonstracji, publicznego przemawiania na rzecz jakiejś partii czy nalepiania plakatów, rozdawania ulotek albo publikowania w internecie lub w mediach społecznościowych materiałów wyborczych. Inne przypadki to bardziej skomplikowana kwestia, każdy z nich z osobna może być rozstrzygnięty przez sąd, jeśli ktoś czuje się pokrzywdzony. Dlatego w większości mediów internetowych w nocy z piątku na sobotę ze stron głównych znikają wszelkie teksty poświęcone polityce.
Wynika to bardziej z daleko posuniętej ostrożności niż z bezpośredniego zastosowania przepisów. Zgodnie z zasadami i orzecznictwem materiały zawieszone w sieci (w tym komentarze w mediach społecznościowych) albo np. plakaty rozlepione w realu) do północy w piątek mogą zgodnie z prawem pozostawać tam, gdzie zostały umieszczone. Nie można tylko publikować czy w inny sposób rozpowszechniać nowych. W poprzednich wyborach – szczególnie w latach 90., ale i później – mieliśmy w niektórych miastach do czynienia z nocnymi wojnami między zwolennikami różnych kandydatów, czasem nawet z tej samej listy, którzy w nocy przed ciszą wzajemnie zalepiali swoje plakaty.
Zakaz publikowania sondaży
Kolejny zakaz (a raczej surowa sankcja) wynikający z praktyki początków demokracji w Polsce to przepis niepozwalający na publikowanie sondaży podczas ciszy wyborczej. Art. 115 § 1 kodeksu wyborczego mówi: „na 24 godziny przed dniem głosowania aż do zakończenia głosowania zabrania się podawania do publicznej wiadomości wyników przedwyborczych badań (sondaży) opinii publicznej dotyczących przewidywanych zachowań wyborczych i wyników wyborów oraz wyników sondaży wyborczych przeprowadzanych w dniu głosowania”.
Kluczowa jest tu sankcja, która może wynieść od pół miliona do nawet miliona złotych grzywny (art. 500 kodeksu wyborczego)! Jej wysokość wzięła się stąd, że w latach 90. kara za publikowanie sondaży była bardzo niska i media się nią nie przejmowały i publikowały sondaże podczas ciszy, powołując się na publiczny interes – dostępu obywateli do informacji. Politycy, którzy w Polsce zwykle byli za zaostrzaniem reguł ciszy wyborczej, przy jednej z kolejnych nowelizacji wprowadzili więc prewencyjnie bardzo wysokie sankcje. Były propozycje dalej idące: np. PSL proponował kiedyś, żeby wzorem włoskim zakazać publikowania sondaży na dwa tygodnie przed wyborami, ale nie uzbierał większości (także ze względu na protesty mediów).
Co zrobić z ciszą wyborczą
Co wybory w Polsce zaczyna się dyskusja o tym, czy w czasach internetu, mediów społecznościowych cisza wyborcza ma jeszcze sens. Do tej pory te dyskusje nie doprowadziły do niczego, a co wybory, zaczynają się od początku, więc wielu jej uczestników nie wie nawet, że cisza wyborcza de facto składa się z kilku odmiennych zakazów.
Jeśli chcielibyśmy się serio zająć tematem „likwidacji ciszy wyborczej”, to każdemu z takich z zakazów warto się przyjrzeć z osobna. W dzisiejszych czasach część z nich rzeczywiście może być archaiczna i być może nie wszystkich potrzebujemy. Niektóre z kolei raczej warto utrzymać.
Najbardziej z duchem współczesnych czasów sprzeczny jest zakaz publikowania sondaży. Jego przeciwnicy powołują się na przykład Stanów Zjednoczonych, gdzie sondaże robi się i publikuje przez cały czas, także w dniu wyborów (Europa jest bardziej konserwatywna, na naszym kontynencie w różnych krajach obowiązują różne formy ciszy). Za zniesieniem zakazu publikowania sondaży przemawia np. argument, że jest on współcześnie niemożliwy do wyegzekwowania. Wystarczy zamieścić wyniki na zagranicznym serwerze czy serwisie i już wszystko jest legalne. A internet nie zna granic.
Jeszcze w czasach dominacji papierowych gazet taki zakaz był we Francji omijany przez francuskojęzyczne media w Belgii, których te przepisy nie obowiązywały. Jeśli chodzi o polski zakaz, on także ogranicza się do terenu Polski (art. 115 § 2 kodeksu wyborczego).
Także rozciąganie ciszy wyborczej na sobotę moglibyśmy już sobie darować. W dobie mediów elektronicznych, internetu i portali społecznościowych to raczej przeżytek. Choć, że przypomnę swój komentarz sprzed dekady, musimy sobie zdawać sprawę z tego, co odejście od niego może oznaczać. W internecie zaroi się od wrzutek „z ostatniej chwili”: że kandydat A bije żonę, a B był agentem obcego wywiadu, zaś praszczur C walczył pod Legnicą po stronie Tatarów. Obwinieni nie będą już mieli czasu, żeby się bronić. Gra wyborcza w brudne chwyty na pewno się zaostrzy.
Choć z drugiej strony, doświadczenie ostatnich wyborów i obecnej kampanii uczy nas, że takie wrzutki last minute mają ograniczoną skuteczność. Nawet w czasach internetu i serwisu X (d. Twitter) informacje potrzebują czasu, zwykle liczonego w dniach czy tygodniach, żeby się rozejść wśród statystycznie istotnej liczby wyborców i wpłynąć na ich postawy. Polacy, co pokazują wszelkie badania, są niesłychanie nieufni na tle innych nacji.
Co z niedzielą i lokalami wyborczymi?
Jeśli chodzi o niedzielną ciszę wyborczą, sytuacja jest bardziej skomplikowana. Jak wspominałem, można zlikwidować zakaz publikacji sondaży w niedzielę (choć tu też może się zaroić od fałszywek, których nie da się sprawdzić). W zasadzie można by też pozbyć się zakazu agitacji w mediach, choć to już bardziej dyskusyjne. Mogę sobie wyobrazić sytuację, że kampania trwa do samego końca głosowania w internecie czy telewizji, choć – znów – skończy się to pewnie nasileniem gry w brudy i przecieki.
Mniej wyobrażam sobie likwidację zakazu agitowania na ulicach czy demonstrowania w niedzielę. To już może być ryzykowne – manifestacja polityczna w dniu wyborów może się skończyć zamieszkami, a to z kolei naprawdę zakłóci wybory. Utrzymanie zakazu agitacji w lokalu wyborczym chyba nie wymaga dyskusji. Czy wyobrażamy sobie, żeby w siedzibie obwodowej komisji ktoś nas brał pod rękę i tuż przed głosowaniem podtykał nam ulotki ze swoim kandydatem? A inny agitator łapał nas za drugą i kłócił się, że to jego kandydat jest lepszy?
Przepisy o ciszy wyborczej można dostosować do współczesnych czasów, ale wymaga to rozsądnej dyskusji. Pytanie brzmi, czy bardziej zależy nam na pełnym i nieskrępowanym prawie obywateli do informacji, czy też na prawie do podejmowania wyborczej decyzji w atmosferze większego spokoju (i być może namysłu). Jak w każdym istotnym sporze, musimy tu wyważyć racje i pamiętać o tym, że cisza wyborcza niejedno ma imię.