Prerogatywy, reformy i cały ten jazz
Skąd ten pośpiech w reformowaniu wymiaru sprawiedliwości
Pan Duda mianował 27 sędziów Sądu Najwyższego wedle listy sporządzonej przez Krajową Radę Sądownictwa. KRS znowu się skompromitowała, umieszczając na liście kandydatów p. Stępkowskiego, niespełniającego warunków formalnych (w momencie wypełnienia formularza miał dwa obywatelstwa, a prawo dopuszcza tylko jedno). Pan Stępkowski jest prawnikiem, doktorem habilitowanym, profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Warszawskiego i założycielem stowarzyszenia „Ordo Iuris”. Fakt, że ktoś aspirujący do SN, mający wysoki cenzus naukowy i związany z organizacją o nazwie „Porządek Prawny” przeoczył prosty wymóg ustawowy, jest równie bulwersujący co jakość pracy gremium pod prezydencją p. Mazura i informacyjną kuratelą p. Mitery. Jakby nie było z p. Stępkowskim (może zostało ustalone, że p. Duda dostanie szansę odmówienia jakiejś nominacji, i to kogoś o prawicowej orientacji?), zdecydowana większość nowo mianowanych sędziów SN nie imponuje nadmiernie wiedzą i doświadczeniem w zakresie prawa. Art. 30§1, punkt 6 ustawy o SN, uchwalonej pod auspicjami dobrej zmiany, powiada, że „do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego Sądu Najwyższego może być powołana osoba, która wyróżnia się wysokim poziomem wiedzy prawniczej”.
Czytaj także: Zgubiłeś się? Sprawdź, gdzie jesteśmy w sporze o sądy
Rządzący nie czekają z reformami wymiaru sprawiedliwości
Panowie Szczerski i Mucha, obaj z Kancelarii Prezydenta RP, zapewniają, że nominacje są realizacją prawa, obietnic wyborczych i oczekiwań Polaków w zakresie reformy sądownictwa. „Nie ma na co czekać, trzeba reformować wymiar sprawiedliwości” – oświadczył p. Mucha. Pan Spychalski, nowy rzecznik prezydencki, dodał, że pośpiech wypływa z interesu społecznego (czyżby powrót do argumentu à la PRL?). Bardziej szczery był p. Sellin, który wyjaśnił, że trzeba wystarczającej liczby sędziów do wysunięcia kandydatury na I Prezesa SN w celu zastąpienia p. Gersdorf. W tej sytuacji rzeczywiście trzeba się spieszyć.
Wiedza prawnicza nie gra roli, ewentualnie da się ją jakoś nadrobić, ale właściwy człowiek na właściwym miejscu I Prezesa SN to sprawa niecierpiąca zwłoki. Tak bardzo, że p. Duda zorganizował bardzo dyskretną uroczystość zaprzysiężenia nowych sędziów (nie było środków masowego przekazu, zdaje się, że tylko wPolityce została uhonorowana) – zapewne po to, aby zainteresowani od razu zabrali się do roboty, być może w kierunku zaznaczonym przez p. Sellina.
Czytaj także: Lista grzechów Ziobry. Mocne stanowisko krakowskich sędziów
Korepetycje prawnicze dla doradców prezydenta
Jak wiadomo, Naczelny Sąd Administracyjny rozpatruje odwołania osób, które nie znalazły uznania w KRS. W związku z tym NSA wydał postanowienie o zabezpieczeniu zawieszające dalsze postępowanie. Sprawa ta stała się przedmiotem dyskusji wśród prawników i polityków. Jedni (większość wypowiadających się) uważają, że p. Duda winien wstrzymać się z powołaniem, inni – że nie.
Argumentacja obrońców, np. pp. Muchy i Szczerskiego, jest zaiste zadziwiająca. Jak zwykle odwołują się do konstytucyjnych prerogatyw Prezydenta RP. Wszelako termin „prerogatywa” nie występuje w tekście konstytucji, ale należy do języka doktryny prawniczej. Z art. 144 i art. 179 konstytucji i prawa o ustroju sądów powszechnych wynika, że Prezydent RP powołuje sędziów (pomijam dodatkowe warunki) i nic więcej. Przypuszczam, że „prerogatywiści” (by tak ich nazwać) chcą zasugerować, że prezydenckie decyzje nie są w żaden sposób ograniczone poza tym, co prawo stwierdza explicite.
Czytaj także: NSA nie chce się kopać z PiS?
Oto wyjaśnienie p. Muchy (podobnie wypowiedział się p. Szczerski): „Nie ma tego rodzaju argumentów, które mówiłyby, że prezydent nie realizuje polskiej konstytucji, nie realizuje ustaw dlatego, że ktoś subiektywnie uważa, że pan prezydent powinien zaczekać (...), nie ma żadnych przeszkód prawnych, żeby prezydent dokonywał aktu powołania sędziów, kiedy wpływa wniosek KRS. (...) To jest zgodne z polską konstytucją, z polską ustawą. (...) Nie ma decyzji sądu [NSA] w tej [odwołania] sprawie. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nie jest stroną żadnego postępowania, które toczyło się przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. Panu prezydentowi ani Kancelarii Prezydenta nikt żadnego postanowienia nie doręczał. (...) Medialnie to możemy wiedzieć różne rzeczy, ale nie jesteśmy stroną”.
Obaj urzędnicy Kancelarii Prezydenta się mylą. Jeśli sąd ustanawia zabezpieczenie, wiąże ono dowolne osoby, a nie tylko strony danego postępowania. Przypuśćmy, że sąd cywilny ustala zabezpieczenie w sprawie o podział gruntu, w której osoba X nie jest stroną, a np. świadkiem. X powiada, że ponieważ nie jest stroną, kupuje kawałek danego gruntu, chociaż zabezpieczenie to wyklucza, a potem tłumaczy: „przecież nikt nie doręczył mi postanowienia”. Trzeba chyba posłać pp. Muchę i Szczerskiego na jakieś korepetycje prawnicze. Pan Duda jest obywatelem RP, wprawdzie pierwszym, ale podlegającym prawu. Jego kompetencje (prerogatywy, jeśli ktoś woli) są poważne, ale mają swoje granice.
Czytaj także: Czy Trybunał Sprawiedliwości może oceniać polskie sądownictwo?
Personalny kontredans dobrej zmiany
Zapewnienia, że chodzi o reformę wymiaru sprawiedliwości w interesie obywatela, są o tyle zabawne, że jak na razie dobra zmiana niczego nie uczyniła np. w kluczowej sprawie przewlekłości postępowań. Ba, przeciętny czasokres oczekiwania na wyrok wydłużył się o kilka miesięcy w przeciągu ostatnich trzech lat i będzie wzrastał z powodu wprowadzenia tzw. skargi nadzwyczajnej (ma ją rozpatrywać SN). Dalej nie zostało obsadzonych sporo etatów asesorskich. KRS ma ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się etatami poza Sądem Najwyższym. Wygląda na to, że pp. Mazur i Mitera wykorzystują swój nieoceniony czas także na przymiarki nowych marynarek i dobieranie do nich krawatów, aby lepiej prezentować nominacje jedynie słusznych kandydatów do SN (kilka niedoróbek w tym trudzie tylko świadczy o jego intensywności), a więc szafa gra, a stołki tańczą w personalnym kontredansie dobrej zmiany.
Polskie prawo ewoluuje w niebezpiecznym kierunku
Ministerstwo Sprawiedliwości ponoć proponuje reformy procedury karnej. Na razie ujawniono zmyślny projekt zwolnienia na żądanie prokuratora – m.in. radców prawnych, adwokatów, lekarzy i dziennikarzy – z tajemnicy zawodowej. Po jakimś czasie p. Kanthak, rzecznik MS, wyjaśnił, że pomysł ten nie zyskał aprobaty kierownictwa MS. Ciekawe, ponieważ stosowną nowelizację przygotowało toż ministerstwo. Pewnie uczyniły to krasnoludki wynajęte przez p. Ziobrę.
Z przecieków znanych prawnikom wynika, że nowe zasady proceduralne mają znacznie zwiększyć kompetencje prokuratora w śledztwie. Zdarzyło się, że pewien prokurator powiedział w trakcie procesu: „Jestem zmuszony złożyć wniosek o wyłączenie sędziego”. Sędzia prowadząca rozprawę zapytała: „Czy pan prokurator jest zmuszony, czy składa?”. Zapytany odparł, że składa, ale niewykluczone, że takie wymiany zdań nie będą miały wyłącznie waloru retorycznego. Coraz więcej znaków na niebie i (przede wszystkim) ziemi wskazuje na niebezpieczny kierunek ewolucji prawa w Polsce.
Czytaj także: Czy sędziowie mają prawo do wyrażania poglądów politycznych?
Na razie władza puszcza sygnały – dość wspomnieć propozycję (poniechaną w wyniku protestów środowiska akademickiego), aby nauczyciel akademicki tracił pracę już w wypadku wszczęcia śledztwa w sprawie skarbowej lub z oskarżenia publicznego, a nie dopiero po prawomocnym skazującym wyroku. To dość dobrze świadczy o stosunku dobrej zmiany do zasady domniemania niewinności. Ponoć p. Ziobro w trakcie scysji z protestującymi powiedział: „Wszyscy będziecie siedzieć”. Piszę „ponoć”, bo nie ma bezpośredniego świadectwa, że użył tych słów, a jest jedynie relacja pośrednia, być może niewiarygodna, ponieważ pochodząca od uczestniczki demonstracji. Z drugiej strony, znając poglądy p. Ziobry na funkcjonowanie prawa, nie zdziwiłbym się, gdyby relacja świadka odpowiadała faktom.
Oby to wszystko nie skończyło się tak jak w pewnym kraju, z którym dobra zmiana nie lubi się porównywać. Otóż Andriej Wyszyński, główny prokurator za czasów Stalina, tak sformułował konkluzję oskarżenia w jednym z procesów politycznych: „Rozstrzelać te wściekłe psy co do jednego”. Całkiem niedawno czytałem monografię z logiki matematycznej, w której był taki oto przykład (chodziło o formalizację w języku logiki): „Dowolne dwa reżimy totalitarne mają przynajmniej jedną cechę wspólną” (dla dowolnych reżimów totalitarnych x i y istnieje takie z, że z jest cechą wspólną x i y”). Autorka tej książki jest Hiszpanką i, jak mi powiedziała, skorzystała z historii swego kraju. Obecna Polska nie jest wprawdzie reżimem totalitarnym, ale tendencje autorytarne w prawie są widoczne. A gdy ktoś zapyta o przykład cechy z wspólnej dla x i y w powyższym przypadku, odpowiem, że kształt prawa jest całkiem dobrym exemplum.
Czytaj także: Polska zmierza w stronę państwa autorytarnego
Niezbywalne prawa człowieka według rządzących
A oto przykład wyjątkowej świadomości ze strony oficjela Kancelarii Prezydenta RP. Pan Dera, też wykształcony prawnik, rzekł, iż obietnica prezesa spółki zapłaty 100 tys. zł za fikcyjną usługę jest normalną praktyką. Problem w tym, że stwierdzenie p. Dery nie było stwierdzeniem faktu, ale wyjaśnieniem, że nie ma sprawy. Pozostaje tylko pytanie, jak to się ma do kodeksu spółek handlowych i kodeksu karnego, ponieważ działanie na szkodę spółki jest przestępstwem, za które grozi bezwzględna kara pozbawienia wolności.
Pryncypał p. Dery, czyli p. Duda, skierował do prawników pielgrzymujących na Janą Górę list, w którym stoi: „Kamieniem węgielnym tej odnowy jest zasada równości wobec prawa, definiowana i egzekwowana w sposób konsekwentny, spójny z ideami sprawiedliwości oraz koncepcjami prawa naturalnego i przyrodzonych, niezbywalnych praw człowieka”. Faktycznie, p. Duda i jego podwładni, a także współpracownicy z różnych sektorów dobrej zmiany propagują prawo tak naturalne, że Mucha nie siada. Dysonans poznawczy (pojęcie z zakresu psychologii społecznej) pomiędzy jasnogórskimi proklamacjami p. Dudy a tym, co realizuje w swojej prezydenckiej praktyce, nie skłania do traktowania zapewnień o reformie prawa i sądownictwa jako wiarygodnych.
Solidarna Polska, PiS i Zjednoczona Prawica
I na koniec coś rozrywkowego. Pan Suski (ksywa „Caryca”) oświadczył: „Z tych analiz, które były robione, wynika, że większość Polaków lata na południe Europy czy też do krajów afrykańskich. Czyli lotnisko położone na południe od Warszawy [chodzi o Radom], jest bardzo dogodne dla przewoźników i dla pasażerów”. Ktoś bystrze zauważył, że owe 100 km ma fundamentalne znaczenie dla podróży z Polski na Kretę. Niemniej pozostaje pytanie: a co z tymi, którzy mieszkają w Kielcach?
Pan (nie byle) Jaki zapowiedział, że jeśli wygra wybory prezydenckie w Warszawie, wystąpi ze swojej partii o nazwie Solidarna Polska. Po czym odjechał autobusem oznaczonym „PiS”. Fakt, Solidarna Polska to nie PiS, chociaż oba te ugrupowania należą do Zjednoczonej Prawicy, a skoro pod ręką p. (nie byle) Jakiego znalazł się rzeczony autobus, skorzystał z niego. Pan Bolesław Bierut, aby zostać prezydentem RP w 1947 r., musiał złożyć deklarację, że występuje z PPR, ponieważ tego wymagała tzw. Mała Konstytucja. Wiadomo, że jak powiedział, tak uczynił, jeno tylko formalnie.
Ciekawe, jak będzie to wyglądało w wypadku p. (nie byle) Jakiego. Pytanie to, chyba retoryczne, powinno być wzięte pod uwagę przy głosowaniu w nadchodzących wyborach samorządowych. Nie tylko w Warszawie. A potem w każdych innych.