Ta plotka od tygodni kwitnie w Warszawie, sam ją słyszałem także od osób niezajmujących się zawodowo polityką, a nawet niespecjalnie nią na co dzień zainteresowanych. Wreszcie napisała o tym „Rzeczpospolita”, wspominając „obawy jednego ze sztabów”, że kontrkandydat może imać się takich sposobów jak dostawa świeżutkich wyborców na głosowanie 21 października.
Lęk ten może być podsycany przez zachęty ministra cyfryzacji Marka Zagórskiego, który na wspólnej z Jakim konferencji informował, jak dopisać się do spisu wyborców poza miejscem zameldowania. Sam kandydat zachęcał z kolei, by z takiej możliwości skorzystać.
Czytaj także: Jaki pracuje nad wrażeniem, ale to Trzaskowski jest liderem
Doradzałbym jednak sceptycyzm. Wizja tysięcy fanów Jakiego zapakowanych w autokary i karnie oddających głos na swojego ulubieńca, jakkolwiek pociągająca z literackiego punktu widzenia, pozostanie w sferze science fiction.
100 pełnych autokarów
W 2014 r. do warszawskiego rejestru wyborców dopisało się nieco ponad 4 tys. osób. Teraz – dane uzyskane przez Politykę Insight pod koniec września – zgłosiło się nieznacznie powyżej 2 tys. Można założyć, że będzie ich więcej, ale wciąż nie dość dużo, by zachwiać demografią polityczną Warszawy. W 2014 r. w I turze Hanna Gronkiewicz-Waltz dostała 294 tys. głosów, w II – 342 tys. Jacka Sasina poparło 172 tys., a następnie 241 tys. wyborców.
Czytaj więcej: Warszawa jedynie dekoracją w kolejnej odsłonie „popisowego” konfliktu
Nawet gdyby założyć, że wszyscy co do jednego nowi wyborcy poparli Jakiego – a jest to założenie nierealistyczne – to żeby poprawić jego wynik o choćby 1 pkt.