JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Na początek zagadka. „Nagroda Specjalna Jury w Gdyni dla takiej szmiry to moralna aberracja” – kto to powiedział?
WOJCIECH SMARZOWSKI: – Zgaduję, że chodzi o prezesa TVP.
Tego samego, którego telewizja wycięła pańską wypowiedź podczas ceremonii wręczenia nagród w Teatrze Muzycznym w Gdyni.
Prezes przeminie, film zostanie. A jeżeli chodzi o nagrody, to zważywszy na okoliczności, Nagroda Publiczności, jaką nam tam przyznano, to najważniejsze wyróżnienie w moim filmowym życiu.
Dlaczego?
Pierwszy raz zrobiłem film, który od publiczności również wymaga odwagi.
Zmierzenia się z tematem pedofilii, z grzechami polskiego Kościoła?
Głośnego o tym mówienia. Potwierdzenia, że wewnątrz Kościoła potrzebne są zmiany. Że widzów-katolików też to uwiera.
Konkretnie, co uwiera?
Mówiąc najogólniej, to chyba podwójna moralność. Głoszą jedno, robią drugie. A ci nieliczni księża, którzy mają odwagę mówić publicznie to, co myślą, są izolowani.
Dlaczego ta debata jest taka trudna?
Dużo wypieramy ze swojej świadomości. Dzisiaj ktoś mi opowiedział, że kiedy był dzieckiem, to ksiądz zaprosił jego i kilku kolegów na plebanię, na wódkę. I oni czuli się wyróżnieni. Pili wódkę z księdzem! Teraz, po filmie, mu to wróciło, bo zrozumiał, że ten ksiądz miał wobec nich konkretne zamiary – nie udało się, wrócili do domu na bańce, rodzice machnęli ręką, bo z księdzem to nie grzech. Ten film jest adresowany do osób wierzących.
Pan chce ich zmienić?
Ośmielić. Ale zmienić chyba też. Polacy mają dar łatwego tłumaczenia hipokryzji Kościoła. Kościół potępia homoseksualizm, a w swoich szeregach ma 30 proc.