Sukces przyszedł z zaskoczenia. Cztery ostatnie lata – od złota Polaków na mistrzostwach świata w 2014 r. do jego obrony kilka dni temu – upłynęły reprezentacji pod znakiem wewnętrznych wstrząsów, eksperymentów personalnych oraz bolesnych porażek. Wszystko skłaniało do smutnej konstatacji, że dobrze już było. Znakiem zapytania byli młodzi zawodnicy, na których postawił belgijski selekcjoner Polaków Vital Heynen – wprawdzie utalentowani, ale niemający wcześniej do czynienia z turniejem tej rangi. Zagadką był nasz atakujący numer jeden, Bartosz Kurek, mający zasłużoną reputację zawodnika chimerycznego, drażliwego i przeczulonego na punkcie krytyki oraz niepowodzeń. Na mistrzostwach był jednak najlepszą wersją samego siebie i bezdyskusyjnie został wybrany na najbardziej wartościowego zawodnika turnieju. Siatkarze cieszą się ze złota i deklarują, że już celują w 2020 r. i igrzyska w Tokio, bo medal olimpijski wymyka im się od dawna.