W ostatni weekend Mateusz Morawiecki najpierw stwierdził, że w czasach rządów PO-PSL „nie było dróg ani mostów”, a potem zażartował z szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. Morawiecki opowiedział zmyśloną historyjkę, jak to kuzyn dzwoni do Tuska i pyta: „Co robisz?”. A Tusk na to: „Nic, jestem w pracy”. Według Morawieckiego „właśnie tak rządzili. To była ta gnuśność, pasywność, ta inercja, to nicnierobienie. Oni byli rządem pasywności, my jesteśmy rządem aktywności”. O poprzednikach mówił też kilka miesięcy temu tak: „Przestępcy podatkowi przestali w Polsce, że tak powiem, wytyczać kierunki polityki gospodarczej”.
Mateusz Morawiecki był jednym z nich
W związku z powyższym trzeba premierowi przypomnieć, że przez dwa lata był – używając jego słów – jednym z tych „przestępców” wytyczających kierunki, którzy nie budowali mostów ani dróg i nic nie robili, kiedy byli w pracy. Był, bo w 2010 r. (na dwa lata) Donald Tusk powołał go na jednego z 11 członków swojej Rady Gospodarczej. Zgodnie z zarządzeniem Rada była organem pomocniczym prezesa Rady Ministrów w sprawach dotyczących bieżących zagadnień rozwoju społecznego i gospodarczego kraju.
A Morawiecki był dość aktywnym jej członkiem, spotykali się co dwa tygodnie. „Zastanawialiśmy się, jaka polityka makroekonomiczna i jakie działania planowane przez rząd byłyby korzystne, by nie wpuścić kryzysu do Polski. Premier Morawiecki w tych pracach brał aktywny udział. Jego kontrybucja była konstruktywna” – wspominał w rozmowie z serwisem NaTemat.pl Adam Jasser, który był sekretarzem Rady. Dodawał, że poglądy Morawieckiego były wówczas zbieżne z tym, jak działał rząd Tuska.
Morawiecki nie ma w PiS wielu sympatyków
Co więc każe Mateuszowi Morawieckiemu wypierać się swojej przeszłości, jednak dość mocno związanej z poprzednim rządem, na którego temat tak niewybrednie dziś „żartuje”?
Choć do PiS zapisał się już ponad 2,5 roku temu, to nie ma tu wielu sprzymierzeńców. Kiedy Kaczyński zakomunikował przy Nowogrodzkiej, że wymienia Szydło na niego, to ona otrzymała gromkie brawa na pocieszenie. Morawiecki nie został powitany oklaskami. I tak w partii nie klaszczą mu do dziś. Posłowie PiS wciąż wytykają mu, że był w Radzie Gospodarczej Tuska, i kłują ich w oczy pieniądze, które premier zarobił w bankowości.
Ale Morawiecki ma kilka atutów, które imponują prezesowi i wywołują zazdrość partyjnego aktywu. To poukładana rodzina, czworo dzieci, karta opozycyjna, dobre wykształcenie, konserwatywne poglądy i – najważniejsze – zna się na gospodarce, o której prezes nie ma większego pojęcia. Kiedyś już Kaczyński, z powodu braku własnych zasobów, zaimportował sobie z obozu Platformy gospodarcze kompetencje Zyty Gilowskiej. Teraz sięgnął po Morawickiego, który chce się sprawdzić w polityce, bo w biznesie już swoje zrobił i zarobił. Twardy elektorat PiS nigdy do końca nie zaakceptował w szeregach partii nieżyjącej już wicepremier Gilowskiej, która zakładała z Tuskiem PO. Z Morawieckim ten elektorat też ma problem, i to większy, bo przecież kiedyś to on zastąpi wodza.
Premier wypiera się przeszłości
Morawiecki robi wiele, aby uwiarygodnić się w oczach ludu zapatrzonego w Kaczyńskiego. Dlatego pojawił się obok prezesa na miesięcznicy smoleńskiej, choć podobno nie wierzy w zamach. Dlatego pierwszy wywiad, którego udzielił – kiedy tylko został premierem – miał miejsce w telewizji o. Tadeusza Rydzyka. To tam mówił o swoim marzeniu rechrystianizacji Europy.
Wreszcie, aby przypodobać się elektoratowi PiS, Mateusz Morawicki jest w stanie wyprzeć się swojej przeszłości i całkiem sensownej współpracy z rządem Donalda Tuska, z którego teraz tak ochoczo żartuje.