Francuski minister ekologii Nicolas Hulot podał się do dymisji. Jest to polityk powszechnie we Francji lubiany, były prezenter popularnego przyrodniczego serialu telewizyjnego „Ushuaïa”, konsekwentny rzecznik ochrony środowiska. Jego odejście osłabia rząd Emmanuela Macrona, przede wszystkim jednak, przez co staje się wydarzeniem uniwersalnym, ukazuje niewzruszony mur, o który rozbijają się dobre chęci i inicjatywy „zielonych” nie tylko we Francji, ale w całej Europie i na innych kontynentach.
Mianowany ministrem, stanął od razu Hulot w obliczu sporu, który nieco na zasadzie sportowej (typujemy, kto wygra) pasjonował cały kraj. Chodziło o port lotniczy w Notre-Dame-des-Landes koło Nantes. Władze miasta, wspierane przez większość jego mieszkańców, chciały budowy nowego lotniska. Dotychczasowe, znajdujące się wewnątrz metropolii, stawało się za ciasne, a jego rozbudowa nie dość, że bardzo droga, to narażałaby mieszczuchów na szereg niedogodności, z akustycznymi na czele. Z kolei zamieszkali w Notre-Dame-des- Landes i okolicach wskazywali na stratę ziemi rolnej i lasów oraz zachwianie równowagi ekologicznej na dużym terenie, co wiązałoby się z wyginięciem szeregu gatunków roślin i zwierząt. Rozpisane przez mera miasta referendum przyniosło zwycięstwo nantejczykom, szybko zostało jednak oprotestowane, gdyż objęło tylko część zainteresowanych z wyraźnym uprzywilejowaniem zwolenników lotniska.
Równolegle na placu ewentualnej budowy osiedlili się i zabarykadowali „zieloni” z całej Republiki. Ponieważ żaden kompromis nie był możliwy, dysponujący większością parlamentarną Hulot musiał sam podjąć decyzję. Nie wahał się długo i skreślił sporny port lotniczy z planów inwestycyjnych, co przyjęte zostało pozytywnie przez ogół Francuzów, których bardziej rozczulają zwierzątka od bębenków usznych mieszkańców jakiegoś prowincjonalnego miasta.