Krajowa Rada Sądownictwa zrezygnowała z wakacji i rozpoczęła przesłuchania kandydatów do Sądu Najwyższego. Konkurencja jest ostra jak nigdy: na 44 miejsca zgłosiło się ponad 230 chętnych ze wszystkich zawodów prawniczych. Dla większości to pewnie jedyna okazja w życiu do zrobienia zawrotnej bądź co bądź kariery.
Czytaj także: Adwokatom kandydującym do SN grożą dyscyplinarki. Co oni na to?
Jak PiS wymienia sędziów
Konkurs to kolejny krok partii rządzącej na drodze wymiany elit. Od nowej elity w Sądzie Najwyższym nie wymaga się dorobku. Specnowelizacją obniżono wymagania wobec doświadczenia kandydatów: wystarczy dziesięcioletni staż w zawodzie prawniczym lub tytuł doktora habilitowanego. Sędziom niepotrzebne są już nawet opinie kolegium sądu.
Debata nad kandydatami i przesłuchanie nie będą transmitowane. Nowa KRS uczy się na błędach. Na początku ogłosiła transparentność i transmitowała obrady, ale pokazanie szerokiej publiczności kulisów pracy nie wyszło jej na zdrowie. Wprawdzie nie było kłótni – jak w Sejmie – tylko, dość ponura zresztą, jednomyślność, za to dowiedzieliśmy się, jak Rada ocenia kandydatów: testami „stania ze świeczką”, „nadawania do Brukseli” i testem Gersdorf (jest czy nie jest I Prezesem Sądu Najwyższego). Rada wyraźnie nie przewidziała, że to może opinię publiczną zbulwersować. Teraz postanowiła nie gorszyć maluczkich.
Większość zda test świeczki
Poza kilkoma kandydatami, którzy zgłosili się, wiedząc, że zostaną odrzuceni, ale chcąc uruchomić procedurę odwoławczą, która doprowadzi do kontroli legalności konkursu, znakomita większość zapewne zda test świeczki i Gersdorf celująco. Trzeba więc pokazać aktywne poparcie dla linii władzy. Dobrym miejscem są media społecznościowe, w których zapewne Rada (a może też wspomagające ją zaplecze PiS) będzie szukać podpowiedzi. Na przykład mecenas Adam Tomczyński, nie będąc widocznie pewnym, czy jego nieustające poparcie dla „dobrej zmiany” w telewizjach prorządowych jest dostatecznie dostrzegane, na dzień przed rozpoczęciem konkursu tak skwitował wystąpienie premiera Morawieckiego na sandomierskim rynku (premier pochwalił się, że sam negocjował wejście do Unii): „Morawiecki trafia do ludzi – bardzo dobre przemówienie w Sandomierzu”. Komisja konkursowa wie już więc, że potrafi okazać rewolucyjną czujność.
PiS chce przejąć Sąd Najwyższy
Prezydent Andrzej Duda już przekazał do Rządowego Centrum Legislacji kolejne obwieszczenie o wolnych miejscach w SN. PiS zmierza do obsadzenia funkcji I Prezesa SN. Musi więc mieć 80 swoich sędziów w Sądzie Najwyższym, żeby zablokować ewentualne zerwanie kworum przez „starych” sędziów na wybierającym kandydatów Zgromadzeniu Ogólnym.
PiS spieszy się, żeby obsadzić Sąd Najwyższy przed zaskarżeniem przez Komisję Europejską do Trybunału Sprawiedliwości przepisów o „wycince” sędziów i o KRS. I przed spodziewanym zawieszeniem działania tych przepisów przez Trybunał do czasu rozpatrzenia skargi. PiS nie wykona zarządzenia o zawieszeniu, tak jak nie wstrzymał, w identycznej sytuacji, wycinki Puszczy Białowieskiej. Chce przejąć Sąd Najwyższy, jak przedtem Trybunał Konstytucyjny. I sądzi, że polityka faktów dokonanych da mu argument przetargowy w dalszym „dialogu” z Komisją Europejską.
Polacy obywatelami gorszego sortu w Unii Europejskiej
A Unia tak czy inaczej znajdzie sposób, żeby oddzielić Polskę i Węgry „kordonem sanitarnym”. Pierwszym etapem będzie wyłączenie polskiego sądownictwa spod unijnej zasady zaufania i wzajemnego uznawania wyroków sądowych. A to się przełoży na swobodę przepływu ludzi i kapitału. Nie zrobi tego żaden z organów Unii, ale sądy jego państw członkowskich. Z nimi PiS niczego nie wynegocjuje.
Na początku swoich rządów Jarosław Kaczyński obwieścił, że w Polsce są obywatele gorszego sortu. Teraz Polacy – także ci popierający PiS – stają się obywatelami gorszego sortu w Unii Europejskiej.