Kraj

Decyzja sądu: Będzie proces w sprawie wypadku premier Szydło

Drzewo na miejscu wypadku z udziałem samochodu, w którym jechała ówczesna premier Beata Szydło Drzewo na miejscu wypadku z udziałem samochodu, w którym jechała ówczesna premier Beata Szydło Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Decyzja jest w obecnych polskich realiach symboliczna. Podjął ją wszak sąd najniższego szczebla w małym, na dodatek, miasteczku.

Są jeszcze sędziowie w Oświęcimiu. To porównanie do znanej, i może nawet nieco zgranej, historii nasuwa się samo. Ale tym razem analogia jest nadzwyczaj zasadna.

Pokrótce: „Są jeszcze sędziowie w Berlinie” – miał z uznaniem (tak w każdym razie głosi ludowe podanie) powiedzieć król pruski Fryderyk Wielki, kiedy przeczytał wyrok sądu w procesie, jaki toczył z jednym ze swych poddanych, młynarzem z podpoczdamskiej Sans-Souci. Sprawa dotyczyła młyna, który usłużni urzędnicy królewscy zarekwirowali rzemieślnikowi po tym, jak dowiedzieli się, że hałas przy produkcji mąki przeszkadza wypoczywającej w okolicy rodzinie królewskiej. Sąd tymczasem kazał oddać własność.

Czytaj także: Echa wypadku kolumny rządowej. Minister Błaszczak niezmiennie z siebie zadowolony

Nie umorzenie, a normalny proces

Teraz Sąd Rejonowy w Oświęcimiu zdecydował, że w sprawie głośnego samochodowego wypadku z udziałem kawalkady Biura Ochrony Rządu wiozącej ówczesną premier Beatę Szydło odbędzie się normalny proces.

Sąd nie przychylił się tym samym do wniosku prokuratura o warunkowe umorzenie postępowania wobec oskarżanego przez śledczych o spowodowanie kolizji młodego mieszkańca Oświęcimia Sebastiana K. Rzecz w tym, że umorzenie postępowania oznaczałoby uznanie z góry winy Sebastiana K. (nie mówiąc o wyznaczenie mu tzw. roku próby i nakazie zapłaty nawiązki 1,5 tys. zł). Prokurator (Rafał Babiński – warto zapamiętać to nazwisko, kiedy przyjdzie rozliczać uległych urzędników) przekonywał, że okoliczności zdarzenia i sprawstwo nie budzą wątpliwości. I tylko – jak zaznaczał – z uwagi na niekaralność i nieposzlakowany tryb życia oskarżonego łaskawie wnosił o warunkowe umorzenie procesu.

Tymczasem obrońca oskarżonego, uznany krakowski adwokat Władysław Pociej, i sam Sebastian K. przekonywali, że okoliczności wypadku budzą wątpliwości. Tym samym nie zgadzali się na formułę warunkowego umorzenia. Sąd przyznał im rację i skierował sprawę do normalnego postępowania.

Decyzja jest w obecnych polskich realiach symboliczna. Podjął ją wszak sąd najniższego szczebla w małym miasteczku. To dowodzi, że niezawisłość sędziowska i niezależność sądów nie zniknęły nie tylko w aglomeracjach, gdzie można liczyć na większe wsparcie mieszkańców czy mediów, ale także na tzw. prowincji, gdzie ewentualne naciski mogą być silniejsze i dotkliwsze. Tym większy szacunek dla zawodowej i obywatelskiej, tak: obywatelskiej! zwłaszcza, odwagi sędziego (jego nazwisko też powinno zostać zapamiętane – tym razem jako symbol prawniczej uczciwości właśnie). Podjął ją na dodatek w sytuacji niebywałej nagonki i presji ze strony obozu władzy na środowisko sędziowskie – presji wspieranej kolejnymi przepisami (i to nawet niekonstytucyjnymi) mającymi wymusić uległość i kapitulację.

Tymczasem okazuje się, że można powiedzieć „nie!”. I warto. Są jeszcze sędziowie – m.in. w Oświęcimiu.

Czytaj także: Kalendarium zderzenia obywatela z władzą

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama