To, co jeszcze rok temu po premierze książki Tomasza Piątka było przyjmowane – w najlepszym razie – z niedowierzaniem, częściej odrzucane jako „kłamstwa”, dziś staje się coraz bardziej ponurą rzeczywistością. Trumpowy „hołd helsiński” zbiegający się w czasie z zatrzymaniem rosyjskiej agentki w USA Marii Butiny pokazał, że związki z Kremlem niedawnego ministra obrony Antoniego Macierewicza są znacznie bliższe, niż do tej pory sądziliśmy, a jego poglądy są echem putinowskiej propagandy. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że sprawa jest niezwykle poważna – dotyczy polityka, który jest wiceszefem partii rządzącej, z gmachu MON kieruje tzw. podkomisją smoleńską, która nadal jątrzy, skłóca i dzieli. Polityka wpływowego, bo wbrew temu, co się powszechnie uważa, jego zaufani ludzie nadal zajmują ważne stanowiska w MON, służbach i prokuraturze.
Ulubiony kongresmen Putina
Polityk ten od lat utrzymuje relacje z republikańskim kongresmenem z Kalifornii Daną Rohrabacherem. W ostatnich ośmiu latach Macierewicz i jego ludzie spotykali się z nim trzy razy, w jednym ze spotkań uczestniczył Jarosław Kaczyński – gdy 71-letni polityk przyleciał wiosną 2016 r. do Warszawy prosto z Moskwy. O czym rozmawiali – nie wiadomo. Wiadomo za to, że przed Rohrabacherem, zwanym „ulubionym kongresmenem Putina”, ostrzegała polska ambasada w Waszyngtonie.
Macierewicz nigdy nie wytłumaczył się z tych relacji, które nabierają nowego znaczenia po tym, jak wyszło na jaw, że Rohrabacher spotkał się w 2015 r. w Moskwie z Butiną, 30-letnią agentką, której zadaniem było przeniknięcie do politycznego aparatu USA, głównie związanego z republikanami, oraz jednym z jej mocodawców Aleksandrem Torszinem, wiceszefem rosyjskiego banku centralnego. Dwa lata temu hiszpańskie służby zidentyfikowały go jako „ojca chrzestnego” jednej z rosyjskich grup przestępczych zajmujących się m.in. praniem brudnych pieniędzy. Gdy FBI zatrzymało Butinę, Rohrabacher nazwał ten ruch „głupim” i „fałszywym”, którego celem jest podkopanie relacji Trumpa z Rosją.
Czytaj także: Zachodnia prasa pyta, czy Antoni Macierewicz jest rosyjskim agentem
Przyjaciele Macierewicza
To niejedyny rosyjski trop Macierewicza. Do jego „amerykańskich przyjaciół” należy choćby były republikański senator Alphonse d’Amato, powiązany z rosyjską mafią sołncewską, który za rządów Macierewicza w MON został lobbystą podległej mu Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Macierewicz zbliża się do Rosji nie tylko personalnie, ale – jak wynika z jego ostatnich wypowiedzi – także werbalnie. Po szczycie w Helsinkach był jedynym polskim politykiem, który wprost i bez zastrzeżeń poparł to, co Trump mówił i robił podczas spotkania z Putinem w stolicy Finlandii. Nawet wtedy, gdy prezydent USA uginając się pod tsunami krytyki, zaczął się wycofywać ze swoich najbardziej szokujących opinii wypowiedzianych podczas wspólnej konferencji z Putinem, mówiąc, że się „przejęzyczył”, okazując nieufność wobec ustaleń amerykańskich służb w kwestii rosyjskiej ingerencji w wybory w USA.
Macierewicz krytycznie o UE i NATO
Macierewicz już kilka tygodni przed szczytem wypowiadał publicznie opinie wrogie wobec UE i NATO. Wpisują się one wprost w główne cele rosyjskiej polityki zagranicznej, dążącej do rozbicia NATO i UE od wewnątrz, a w przypadku Polski – skłócenia i oddzielenia jej od zachodnich sojuszników. Co mówił Macierewicz? „Alternatywą [dla UE – red.] jest związek państw Europy Środkowej w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Nie jesteśmy skazani na Brukselę, nie jest tak, że możemy być tam traktowani jak ubodzy krewni” – oświadczył na początku czerwca w Polskim Radiu 24, w dwóch zdaniach kwestionując sens funkcjonowania Polski w strukturach obu organizacji, które nie tylko zapewniły pokój powojennej Europie, ale i miały istotny udział w upadku ZSRR. Te słowa przeszły bez echa. Choć przecież nie do końca – od jakiegoś czasu tak ostro UE i NATO krytykuje Donald Trump.
Czytaj także: Spektakl Donalda Trumpa na szczycie NATO w Brukseli
Dryf w kierunku Moskwy
Macierewicz nigdy nie wytłumaczył się ze swoich zdumiewających kontaktów i wypowiedzi. Jeśli już zabiera w tej sprawie głos, stara się zastraszyć adwersarzy, by obniżyć ich wiarygodność i odebrać im ochotę na krytykę. Nie waha się sięgnąć po pomoc prokuraturę. Tak było choćby z Tomaszem Piątkiem, przeciw któremu złożył kuriozalne zawiadomienie o stosowanie przemocy wobec funkcjonariusza publicznego (prokuratura odrzuciła je dopiero, gdy stracił stanowisko szefa MON). To wszystko daje podstawę do tego, by twierdzić, że Macierewicz już nie dryfuje w kierunku Moskwy, ale dziarsko maszeruje, nucąc pod nosem szlagiery „Chóru Aleksandrowa”.