Dziś Sejm zajmie się ustawą, która przyspieszy wprowadzenie do Sądu Najwyższego sędziów wskazanych przez upolitycznioną KRS. Żeby wybrać „swojego” I Prezesa, partia Jarosława Kaczyńskiego będzie musiała sprawić, by w SN zasiedli sędziowie popierający „dobrą zmianę”. I Prezesa wskaże prezydent spośród pięciu kandydatów wybranych przez zgromadzenie sędziów SN. Dziś, by to umożliwić, trzeba poparcia 110 sędziowskich głosów w liczącym 120 miejsc Sądzie Najwyższym. Po zmianach wystarczy 80.
Projekt złożony w Sejmie 11 lipca powstał, jak można usłyszeć od polityków PiS, w Ministerstwie Sprawiedliwości. Do laski marszałkowskiej zgłosili go kilka dni temu posłowie tej partii, bo droga poselska przyspiesza procedurę. Najpewniej w tym tygodniu projekt, który łamie konstytucję, stanie się obowiązującym prawem. Dziś w Sejmie będzie go prezentował Marek Ast.
Czytaj także: Polski parlament stał się wydmuszką
Występy przed Trybunałem Konstytucyjnym
Pierwszy raz było o nim głośno w grudniu 2015 r., kiedy próbował bronić przed Trybunałem Konstytucyjnym zmiany forsowane przez PiS. Sędzia Piotr Tuleja pytał posła o długość kadencji prezesa TK. Ast po chwili namysłu odpowiedział: dziewięć lat. Sędzia dopytał, z jakiego przepisu to wynika, na co kompletnie zdezorientowany Ast wydusił: „Jeżeli Wysoki Trybunał mógłby mi przypomnieć...”. Tuleja uciął jego męczarnie: „Dziękuję, panie pośle. Nie ma takiego przepisu”. Scena stała się przebojem sieci i obnażyła niekompetencję władzy PiS. Dodajmy, że poseł Ast jest przewodniczącym sejmowej komisji ustawodawczej i członkiem władz klubu.
Marek Ast pochodzi z Zielonej Góry, jest szefem lubuskiego PiS i parlamentarzystą już czwartą kadencję Sejmu. Jest też radcą prawnym, a prawo kończył w 1984 r. na Uniwersytecie Wrocławskim. Posłowie opozycji pamiętają mu – jako prawnikowi właśnie – wielką niekompetencję i działanie na polityczne zlecenie prezesa. Kiedy rozprawiano się z Trybunałem Konstytucyjnym, w czasie obrad komisji, które Ast prowadził, radził posłom opozycji, by zapisywali sobie poprawki zgłaszane przez PiS („będą mieli je na piśmie”). To była jego odpowiedź na uwagę Biura Legislacyjnego, że regulamin Sejmu wymaga, aby poprawki były zgłaszane pisemnie. A kiedy opozycja wygrała głosowania nad zarządzeniem przerwy w obradach komisji, Ast zarządził – bezpodstawnie – powtórkę głosowania, kiedy w sali zebrała się wystarczająca liczba posłów PiS, aby opozycję przegłosować.
W ciepłej pamięci prezesa
Ast był nauczycielem w szkole zawodowej. Pracował też jako wychowawca w domu dziecka. Wieczorami robił aplikację radcowską. Krótko prowadził kancelarię, a w 1989 r. został szefem Komitetu Obywatelskiego we Wschowie.
Potem budował z Jarosławem Kaczyńskim Porozumienie Centrum. Prezes partii wspomina go w swojej książce, kiedy mówi o ludziach, którzy wspierali go w tworzeniu PC. Kaczyński wymienia Adama Lipińskiego, Ludwika Dorna, Przemysława Gosiewskiego, Jolantę Szczypińską. „Nie zawiodłem się na wielu ludziach mniej znanych, których wielu jest teraz posłami. Mam w ciepłej pamięci z tamtego czasu nazwiska takie jak Witek Czarnecki z Zielonej Góry. Krzysztof Putra z Białegostoku. Zaliczam do tej grupy także Marka Asta z dawnego województwa leszczyńskiego, burmistrza miasteczka Szylingowa”. Prezesowi pomyliła się nazwa miasta – Ast od 1991 do 2005 r. był burmistrzem półtoratysięcznej Szlichtyngowej w województwie lubuskim.
W latach 1998–2002 Ast z ramienia AWS zasiadał w sejmiku lubuskim. Za długie utrzymywanie się w fotelu burmistrza dostał od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Złoty Krzyż Zasługi. Wtedy można było jeszcze łączyć funkcje radnego sejmiku i burmistrza właśnie.
W Sejmie po Marcinkiewiczu
Dwa razy bez sukcesu startował z list PiS do Sejmu (2001 i 2005). Druga porażka była pokłosiem afery z poręczeniem, o której rozpisywały się lubuskie media. Ast wstawiał się za aresztowanym policjantem, na którym ciążył zarzut o spowodowanie kolizji po pijanemu (spędził w areszcie ponad cztery miesiące).
Choć Ast przegrał wtedy wyścig do Sejmu (z drugiego miejsca na liście!), to prezes o swoich ludziach nie zapomina. Kiedy PiS w 2005 r. pierwszy raz wygrał wybory parlamentarne, zrobił z niego na krótko wojewodę lubuskiego. Ast zrezygnował z funkcji, obejmując mandat poselski po Kazimierzu Marcinkiewiczu, powołanym na stanowisko komisarza w Warszawie.
Poseł, który gra w brydża
Ojciec posła Asta był znanym graczem w brydża, zwycięzcą wielu turniejów. Syn też grywa, współtworzy w Sejmie Zespół ds. Brydża Sportowego. Ale jak sam pisze na swojej stronie internetowej, jego ulubione dyscypliny to piłka nożna i koszykówka. Trzeba dodać, że z chęcią daje się też wystawiać prezesowi w pierwszym składzie posłów, którzy z kamienną miną mają przekonywać, że PiS nie łamie konstytucji.
Na stronie internetowej Marka Asta widnieje tekst – motto – z Jana Pawła II: „Chrześcijanin żyje wolnością i służy jej zgodnie z misyjną naturą swego powołania, ofiarowując innym prawdę, którą sam poznał (...) dzięki wierze i właściwemu używaniu rozumu”...
Czytaj także: Sąd Najwyższy w matni