Kraj

Kanikuła, czyli psie syny

Cudownie jest mieć czas, cieszyć się nim i rządzić nim w sobie tylko znany sposób.

Upał drażni, upał wkurza, upał czasem nas oburza. Inspiruje – do pisania wierszem, do biegania brzegiem morza, do kochania. Ech, obudzić się i mieć w głowie pustkę: nie wiedzieć, co się będzie robiło w ciągu dnia. Nie mieć kalendarza, nie odpisywać na maile. Zniknąć. Patrzeć pół godziny na mrówkę przenoszącą ziarnko piasku niczym siłacz mocujący się z ciężarami. Doświadczyć napływu myśli o wszystkim i o niczym. Cieszyć się nimi, a najbardziej tym, że nie trzeba mieć wyrobionej opinii na żaden temat.

Kiedy sędzia Małgorzata Gersdorf wybrała się na urlop, Włodzimierz Cimoszewicz zagrzmiał, że nie czas na odpoczynek, bo Polska tonie! Podobnie było z Barbarą Nowacką po głosowaniu obywatelskiego projektu legalizującego aborcję. Wtedy część opozycji denerwowała się, że Barbara wybrała rodzinę zamiast pikiety. Do licha, nasz kraj ciągle czegoś od nas chce, tu trzeba być na posterunku non stop, ledwo człowiek otworzy rano oczy, a już jakaś paskudna niespodzianka. Właściwie nie powinniśmy chodzić spać, bo przecież część ustaw głosowana jest po zmroku. Starcza bezsenność z Polską na ustach. Nie rzucim ziemi na wakacje, polski my naród umęczony, ciągle na baczność, co tam skurcz.

A dajcie wy nam czasem spokój. My w lipcu chcemy zobaczyć lipiec, nie ojczyznę. Chcemy przez chwilę mieć poglądy na temat tego, czy wolimy kompot wiśniowy czy malinowy, chcemy głosować w kwestii herbaty czarnej lub zielonej, mieć zdanie na temat obiadu, a nie kolejnego pomysłu partyjnego. Chcemy do lasu (niekoniecznie nago, o czym poniżej), nie pod Sejm. Chcemy miłości, a nie nienawiści.

Kiedy myślimy o wypoczynku, przychodzi nam do głowy Jan Andrzej Morsztyn, wybitny poeta barokowy, i jego „Kanikuła”. Tam upał jest bezruchem tylko pozornym, bo tak naprawdę rzeczy się dzieją i to z wielką intensywnością.

Polityka 29.2018 (3169) z dnia 17.07.2018; Felietony; s. 87
Reklama