Kiedy nasi odpadli z mundialowego turnieju w Rosji, Polacy nie odpadli od telewizorów i kibicowania. Piłkarska uczta, jak mundial, zdarza się raz na cztery lata, ale nie da się oglądać piłki bez emocji. My, tak to wygląda, kibicowaliśmy teraz Chorwatom.
Skąd ten przypływ sympatii dla drużyny, która nie była w czołówce notowań FIFA, a nawet znalazła się daleko za nami? To nie Brazylia, Hiszpania czy choćby Niemcy, piłkarskie potęgi, gdzie grają gwiazdy. Ale też nie jakieś piłkarskie ułomki. Oni również grają w renomowanych zespołach, tyle że wiedza i umiejętności tam nabyte nie wyparowały im z głów ani nóg jak naszym mistrzom. Chorwaci walczyli zajadle od pierwszego meczu o każdą piłkę, nie ustępują, biegają jak nakręceni, choć to nie jest drużyna dwudziestolatków. Jakby zmęczenie było nieznanym im stanem fizycznym.
Lubimy Chorwację, bo bierzemy stronę słabszych
Myślą przy tym rozważnie. Dobrze konstruują akcje, podają celnie, na prawą i na lewą nogę, w dogrywkach nie tracą głowy, w karnych udaje się im zachować zimną krew. Słowem – wiedzą, czego chcą, zupełnie inaczej niż nasi. To wywołuje odruch sympatii, może nawet podszytej odrobiną zazdrości, budzi też zainteresowanie, przyciąga uwagę kibiców. Jak się skończy ta przygoda? Czy nowicjusz, Chorwacja, to młode państwo w porównaniu z elitą, wedrze się szturmem na wyżyny?
Chorwacja to mały kraj, zaledwie cztery i pół miliona mieszkańców, gdzie jej się równać z Niemcami czy Francją. A my lubimy brać stronę słabszych, tak już widocznie mamy w genach. Miło widzieć, jak mniejszy dokłada większemu, to zawsze dodaje optymizmu, że nie jest się na przegranej pozycji z powodów od nas niezależnych, jak choćby miejsce urodzenia.
Lubimy Chorwację, bo jeździmy tam na wakacje
Polak, Chorwat – dwa bratanki? Coś w tym pewnie jest, choć może bardziej dziś do szklanki. W zeszłym roku był na wakacjach w Chorwacji średnio co 35. Polak, a odkąd odkryliśmy Chorwację jako nasz ulubiony kraj na letni wypoczynek i pławienie się w ciepłym morzu, pewnie już co dziesiąty spędzał tam urlop. O czasach jugosłowiańskich nie wspominając, kiedy bezpośredni pociąg kursował z Krakowa do Splitu. Budzi sympatię kraj, jeśli się tam spędzi beztrosko czas, dobrze zje, spróbuje dobrego wina, gdzie miło nas przyjmują i można zrozumieć co piąte słowo. Jakieś odległe wspólne korzenie prasłowian, staro-cerkiewno-słowiańskie swoje robią, a jakże! Dobre wrażenia z pobytu przekładają się na sympatię, do drużyny piłkarskiej również.
Czytaj także: Na boisku trzeba ruszyć głową
Lubimy Chorwację, bo jest biało-czerwona
W dodatku oni też są biało-czerwoni. Tyle że w szachownicę, a my w paski. W tych dniach Chorwacja jest biało-czerwona jak okiem sięgnąć, od Istrii po Dubrownik. Jak spod ziemi eksplodowały biało-czerwone parasole plażowe, czapki, kapelusze, koszulki, krawaty, spodnie, skarpety, szorty, nawet wózek dziecinny widziałam w niewielkiej miejscowości blisko Zadaru. I psa pomalowanego (nie popieram!), i wystawy sklepowe, auta przystrojone jak na wesele, płoty, balkony.
Pomyślałam, że u nas pewnie też by tak było, szalelibyśmy w podobny sposób. I tyle samo inicjatywy umielibyśmy z siebie wydobyć. Całe podziemie konfekcyjne pewnie by pracowało noc i dzień, jak u nich. Talenty mamy podobne, maszyny do szycia terkotałyby w każdym domu.
Podczas meczu z Danią w miasteczku Posedarje wielki ekran wystawiono przed restaurację, a po pierwszej połowie właściciel wszystkim licznie zgromadzonym postawił kolejkę rakiji. Na koniec spotkania zresztą też, oczywiście. I to niejedną! U nas byłoby podobnie? Pewnie tak. Też cieszylibyśmy się do upojenia. Ziemia by się zatrzęsła, jak w Zagrzebiu.
Lubimy Chorwację, bo dołożyła innym
No a taki mecz z Rosją? Czy mogliśmy nie kibicować Chorwatom? Utożsamialiśmy się z nimi, co tu kryć. Miło dołożyć Rosji, choćby cudzymi rękami... To raz. A dwa – że taki mały zlał skórę takiemu kolosowi. Smaczne, prawda? Nie nasz sukces, ale jednak unijny, co tu kryć.
A z tymi Anglikami dumnymi, przez których fundusze unijne będą mniejsze (też), bo im się zachciało brexitu, czy nie wspaniale, że im dali popalić Chorwaci? No i jak im nie kibicować? Polskie serce bije dla Chorwatów, to oczywiste.
Bruksela też inaczej popatrzy na nowe państwa w Unii. Coś mamy do zaoferowania przecież. Zwłaszcza że mało kto w starej Europie kojarzył dotychczas Chorwację, gdzie ten Zaagrzeb leży i po co on w Europie. Bałkany jakieś... tylko kłopoty.
W końcu i to, że Chorwaci to jedyni Słowianie, jacy pozostali w turnieju mundialowym. I walczyli o puchar. Jeśliby odnieśli zwycięstwo, to trochę byśmy się w tym ciepełku ogrzali. Że my, Słowianie, mamy również trochę talentu. Choć jesteśmy biali, katolicy, nie lubimy imigrantów, daliśmy radę.