Przyglądając się posiedzeniu sejmowej komisji mniejszości narodowych i etnicznych, przecierałam oczy ze zdumienia. W poniedziałek posłowie podjęli próbę skierowania dezyderatu do premiera. Chodzi o podjęcie systemowych działań, które służyłyby wyrugowaniu z przestrzeni publicznej mowy nienawiści wobec muzułmanów i skutecznej walce z aktami dyskryminacji.
Projekt dezyderatu to skutek listu muzułmanów w Polsce do marszałka Sejmu. Zwrócili oni uwagę na „nierzetelny przekaz medialny”, „przedmiotowe wykorzystywanie islamu w debacie politycznej” i rosnącą falę przestępstw z nienawiści. Przed komisją informacje o takich przestępstwach przedstawiali RPO Adam Bodnar i dyrektor departamentu analiz i polityki migracyjnej MSWiA Adam Knych. Ich wnioski były zaskakująco (a może nie aż tak zaskakująco?) rozbieżne.
Rzecznik alarmuje
RPO podkreślał, że w ostatnich latach zradykalizował się język debaty publicznej, co wpływa na to, jak postrzegani są w Polsce muzułmanie i mieszkańcy państw arabskich. Bodnar uważa, że słowa neutralne, np. „napływ” (w kontekście imigrantów), są zastępowane przez nacechowane, jak „fala”, „powódź”, „najazd”, „inwazja”, „tsunami” czy „wojna alternatywna”. Radykalizacja przekazów medialnych – twierdzi Bodnar – przyczyniła się do wzrostu przestępczości na tle przynależności narodowej, etnicznej czy wyznaniowej.
Z danych Prokuratury Krajowej, na które powoływał się RPO, wynika, że liczba postępowań dotyczących przestępstw z nienawiści rośnie: w 2015 r. było ich 1548, w 2016 r. – 1631, a tylko w pierwszej połowie 2017 r. – 947. Grupę najbardziej atakowaną stanowią muzułmanie (328 przypadków), potem Ukraińcy (190), Żydzi (112), osoby o ciemnym kolorze skóry (98), Romowie (96), Polacy (96), katolicy (66), Syryjczycy (24).