Sytuacja mediów w Polsce niepokoi polityków PiS i trudno się im dziwić. „W tej chwili w Polsce mamy pełną wolność mediów” – alarmował wicepremier Piotr Gliński podczas międzynarodowej konferencji „Media jako służba publiczna”. Winnych tej sytuacji Gliński z nazwisk nie wymienił, ale nie krył, że za wolnością mediów stoją ich właściciele, ludzie „w dalszym ciągu wywodzący się z czasów komunistycznych”. Ubolewał, że przez takich ludzi polskie media „są podobne do mediów zachodnich”, co widać m.in. w zaangażowaniu w propagandę, nastawieniu na sensacje oraz „połączeniu informacji i rozrywki”. To ostatnie jest moim zdaniem szczególnie szkodliwe, gdyż mniej wyrobionemu widzowi, który ogląda programy w TVP Info, trudno się zorientować, czy ma do czynienia z produkcjami publicystycznymi, czy satyrycznymi.
Zgadzam się z Glińskim, że postkomunistyczne wolne media upodabniające się do mediów zachodnich, są dla samych siebie dużym zagrożeniem. „W tej chwili mamy taką sytuację, że ponad 80 proc. mediów koncentruje się na walce z naszą demokracją, z naszym rządem” – narzekał wicepremier. Uważam, że w tej sytuacji trudno przewidzieć, ile procent tych mediów zdoła się obronić przed upadkiem lub repolonizacją.
Na szkodliwą rolę wolnych mediów brakowało dotąd naukowych dowodów, na szczęście dostarczył ich redaktor Michał Karnowski, który przez cały dzień oglądał pewną komercyjną stację, żeby zobaczyć, jak zareaguje jego organizm. Skutki przekroczyły niestety wszelkie granice. „Nie wiem, jak to jest robione, podprogowo czy jakoś inaczej, ale człowiek po kilku godzinach oglądania bez przerwy tej stacji, zaczyna nienawidzić tego rządu, PiS-u, prezesa Kaczyńskiego” – stwierdził na portalu wPolityce.