Lech Wałęsa, jak za swoich najlepszych czasów, przechytrzył klawiszy w Sejmie RP: Marka Kuchcińskiego i podległych mu strażników. Z właściwym sobie sprytem wykorzystał zapis w regulaminach, według którego byli prezydenci Rzeczpospolitej – w przeciwieństwie na przykład do obywatelki Ochojskiej – nie potrzebują przepustek, by wejść do parlamentu. W efekcie przedarł się do protestujących niepełnosprawnych i ich rodzin. Szkoda, że na ten sam pomysł nie wpadli Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski. Wspólne wejście całej trójki byłoby dużo efektowniejszym gestem i, co ważniejsze, mocniejszym wsparciem.
Lech Wałęsa spotkał się z protestującymi w Sejmie
Kłopot w tym, że spotkanie byłego prezydenta z protestującymi mogło być jedynie wsparciem moralnym. I to też ważnym przede wszystkim dla nich samych oraz ewentualnie dla przeciwników władzy PiS – wszak ekipa rządząca i jej wyznawcy są w tej mierze nieprzemakalni. Najpewniej zresztą spróbują wizytę Wałęsy wykpić i zdezawuować.
Sama rozmowa okupujących sejmowe korytarze z liderem strajku w Stoczni Gdańskiej 1980 roku była… jaka była. Emocjonalna (czemu trudno się dziwić), mało spójna i na różnych poziomach. Protestujący mówili głównie o swoich konkretnych problemach, Wałęsa zaś o generalnej strategii walki z dominacją Jarosława Kaczyńskiego i systemowych rozwiązaniach, które by zabezpieczały społeczeństwo przed opresyjnymi rządami, a niepełnosprawnym zapewniły godne warunki życia.
Wałęsa diagnozuje PiS
Oczywiście swoje robiło pewnie i to, że spotkanie odbywało się publicznie, w obecności mediów. Tak czy owak uderzał brak pomysłów na wyjście z klinczu – zarówno tego konkretnego protestu, jak i w skali całego kraju.
Z tymi ludźmi nie da się porozumieć. Oni są bezczelni i perfidni – diagnozował Wałęsa. Dowodził, że władza w Polsce opiera się dziś na świadomym dzieleniu i skłócaniu obywateli. Dlatego zresztą nawet protestujący niepełnosprawni są przez propagandę PiS wykpiwani i ośmieszani. Równocześnie społeczeństwo przestało być solidarne. Do przeszłości należą czasy, gdy – jak chociażby w okresie tzw. karnawału „Solidarności” – za najsłabszymi grupami ujmowały się te silniejsze. I choć Wałęsa zapewniał o wsparciu, to powtarzał, że sam nie ma żadnego rozwiązania.
W razie czego mamy materac przygotowany – zachęcali mimo wszystko protestujący. Żartem przez łzy.
Czytaj także: Iwona Hartwich – za Tuska traktowano nas humanitarnie. Teraz się nas poniża