Ministrowie spraw europejskich państw Unii rozmawiali dziś m.in. o wszczętym w grudniu postępowaniu w sprawie przestrzegania w Polsce reguł praworządności (na podstawie art. 7. unijnego traktatu). Komisja Europejska, która złożyła wniosek o wszczęcie tej procedury, w ostatnich tygodniach prowadziła z Warszawą negocjacje, a polski rząd z kolei poszedł na pewne ustępstwa.
Czytaj także: Unia odpuszcza?
Niewystarczające koncesje
Na razie kompromisu nie będzie. Wiceprzewodniczący Komisji Frans Timmermans, który odpowiada za procedurę wobec Polski, ostrzegł dziś, że jeśli Warszawa nie przyjmie zadowalających zmian do czerwca, Bruksela przejdzie do następnej fazy postępowania. Holender przyznał, że doszło do „pewnego postępu”, ale nie udało się usunąć „systemowych zagrożeń dla praworządności”.
Jeśli do czerwca nie dojdzie do porozumienia, kolejnym krokiem będzie posiedzenie Rady Unii Europejskiej, na którym Komisja i władze w Warszawie będą przedstawiać swoje argumenty. Taka swego rodzaju rozprawa, dotycząca praworządności w Polsce, mogłaby się odbyć już podczas tzw. Rady ds. ogólnych zaplanowanej na 21 czerwca w Brukseli.
Do tej pory w ramach ustępstw rząd w Warszawie ograniczył możliwość wnoszenia tzw. skargi nadzwyczajnej, która mogłaby podważać prawomocne wyroki. Będą to mogli zrobić wyłącznie prokurator generalny i Rzecznik Praw Obywatelskich, i to tylko w ciągu pięciu lat od wydania orzeczenia.
Stolice po stronie Komisji Europejskiej
Bruksela czeka jednak na kolejne ustępstwa: przede wszystkim wycofanie przepisów, na mocy których duża część sędziów Sądu Najwyższego będzie mogła być wysłana przymusowo na emeryturę, w tym jego prezes Małgorzata Gersdorf. Ustawa wchodzi w życie 3 lipca. Timmermans mówił też obradującym dziś ministrom o niekonstytucyjnym składzie Krajowej Rady Sądownictwa.
Co istotne, postulaty Timmermansa poparła dziś większość unijnych ministrów, w tym Niemcy, Francuzi czy przedstawiciele państw Beneluksu. Stanowiska nie zajęły Sofia i Wiedeń, ale te stolice do neutralności zmusza to, że w tym roku kolejno przewodniczą pracom Unii. To ważne, bo to stolice zdecydują w głosowaniu o dalszym postępowaniu wobec Polski.
Kolejnym ryzykiem dla Warszawy jest toczące się postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, które odpowie na pytanie irlandzkiego sądu w sprawie Polski. Irlandzki sędzia pyta, czy można odesłać do kraju aresztowanego Polaka, skoro może tam dochodzić do naruszania praworządności, a więc nie wiadomo, czy jego proces będzie uczciwy. Trybunał powinien odpowiedzieć na to zapytanie do początku wakacji.
Test dla Warszawy i Brukseli
Wygląda na to, że kluczowy w całej sprawie będzie lipiec. Do tego czasu dowiemy się, czy rząd w Warszawie jest rzeczywiście gotowy na realne ustępstwa wobec Brukseli, czy też dotychczasowe działania były tylko zasłoną dymną.
Z jednej strony możliwe, że Warszawa szukała tylko argumentów do dalszego prowadzenia sporu („przecież chcieliśmy się dogadać...”), z drugiej – z obozu władzy dobiegają sygnały, że zakończenie procedury pozwoliłoby Warszawie zachować siły do rozpoczynającej się właśnie najważniejszej batalii – o unijny budżet na lata 2021–27.
Czytaj także: Co znajdziemy w nowym projekcie unijnych finansów
Do lipca dowiemy się też, na ile poważnie unijne instytucje i stolice traktują obronę wspólnych wartości przed autorytarnymi zakusami władz w Warszawie, a ile gotowe są odpuścić w imię kompromisu. A to też niezwykle ważna kwestia dla przyszłości Unii, nie tylko ze względu na to, co dzieje się w Warszawie, ale też w Budapeszcie czy Wiedniu.