Przeciwko „Szturmowemu Świętu Pracy” protestowali członkowie wielu ruchów obywatelskich, do których licznie przyłączyli się warszawiacy. Ten 1 maja był zupełnie inny niż zwykle. Centrum miasta u zbiegu Nowego Światu i Świętokrzyskiej stało się polem starcia wolnościowych i nacjonalistycznych poglądów. Policja wystawiła do ochrony nacjonalistów ogromne siły – w tym funkcjonariuszy z długą bronią gładkolufową, bronią krótką czy gazem w różnego rodzaju rozpylaczach. Uzbrojeni policjanci próbowali utorować drogę zgłoszonemu w mieście marszowi nacjonalistów. Bez skutku.
Plany „Szturmowców”
Przemarsz reprezentacyjnymi ulicami Warszawy zorganizowali tzw. Szturmowcy, stowarzyszenie Niklot, Kongres Narodowo-Społeczny oraz Autonomiczni Nacjonaliści. Ich „Szturmowe Święto Pracy” rozpoczynało się na pl. Zamkowym, a następnie przejść miało Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem aż do pl. Trzech Krzyży, potem Al. Ujazdowskimi przed Kancelarię Premiera Rady Ministrów. Jednak mimo obecności ogromnej liczby uzbrojonych policjantów marsz był kilkukrotnie zatrzymywany przez działaczy ruchów obywatelskich. Policja wynosiła siedzących na ziemi aktywistów z ich pokojowych blokad, ale te po zaledwie kilkunastu metrach wciąż były wznawiane.
Pierwsza blokada u zbiegu Nowego Światu i Świętokrzyskiej rozpoczęła się od zapalenia kilku świec dymnych. Policja po otoczeniu osób siedzących na chodniku oraz po odseparowaniu innych trzymających na stojąco transparenty – m.in. „Hitler Kaput” czy „Faszyzm stop” – przystąpiła do działań. Wydała ostrzeżenie o użyciu środków przymusu bezpośredniego, a po braku reakcji ze strony blokujących (m.in. członków ruchów Obywatele RP, Obywatele Solidarnie w Akcji, Warszawskiego Strajku Kobiet czy Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego) zaczęła wynosić ich pod pobliskie arkady.
Jednak po oczyszczeniu pasa ruchu marsz „Szturmowców” przeszedł zaledwie kilkanaście metrów, bo już po skręcie w Świętokrzyską ludzie ponownie siedzieli na ulicy, tworząc kolejną blokadę. Hasła antyfaszystowskie były momentami mocne, ale nacjonaliści także takich używali. W tym miejscu policja zatrzymała kilku agresywnych uczestników „Szturmowego Święto Pracy”, jeden z nich został powalony na ziemię i zakuty w kajdanki. Po kilkunastu minutach został wprowadzony do pobliskiego radiowozu.
Łącznie policja zatrzymała po kilka osób z obu stron protestu. Przewieziono je na pobliskie komendy, w tym tę przy ulicy Wilczej. Po tych kilku interwencjach policji udało się udrożnić Świętokrzyską. Marsz ruszył (krzyczano: „Śmierć wrogom ojczyzny”) i przeszedł... kilkadziesiąt metrów, bo następna blokada przy ul. Kubusia Puchatka okazała się ostatnią. Skuteczną. Głoszący hasła i idee nacjonalistyczne w obliczu kolejnych blokad po prostu zrezygnowali z kontynuacji zgromadzenia.
Czytaj także: PiS sączy faszyzm
Nie było reakcji ze strony miasta
Już w połowie kwietnia Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych napisał list do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz z prośbą o odpowiednią reakcję na planowany marsz. Organizacja pisała w nim między innymi: „To właśnie »Szturmowcy« formowali tzw. czarny blok w trakcie Marszu Niepodległości 2017, gdzie wznoszono faszystowskie okrzyki i niesiono rasistowskie banery. »Szturmowcy« w swojej działalności odwołują się wprost do tradycji narodowego socjalizmu, faszyzmu, posługują się symboliką nazistowskich Niemiec i wskazują SS-manów jako swoich idoli. Na swoich flagach noszą symbole neonazistowskie, jak tzw. Schwarze sonne. Mając na uwadze, że zgodnie z polskim prawem publiczne propagowanie faszyzmu jest zakazane, zwracamy się do Pani z prośbą o niewydawanie zgody na zgromadzenie publiczne organizowane przez środowisko »Szturmu«. Nie chcemy po raz kolejny oglądać neofaszystów maszerujących ulicami miasta, które wycierpiało tyle z rąk ideologicznych przodków dzisiejszych »Szturmowców«”.
Miasto nie zareagowało na ten apel. Mimo obecności jego przedstawicieli podczas zgromadzenia „Szturmowców”, którzy musieli słyszeć wznoszone hasła i widzieć używaną symbolikę, marsz nie został rozwiązany. Z jego kontynuacji zrezygnowali sami organizatorzy i uczestnicy, których było o wiele mniej niż osób protestujących. Nacjonalistyczny marsz pod hasłem „Praca, Naród, Sprawiedliwość”, mimo skierowania go przez policję w szeroką ul. Świętokrzyską, dotarł jedynie do jej przecznicy z ul. Kubusia Puchatka i tam jego uczestnicy zwinęli flagi, banery i rozeszli się do domów. Protestujący krzyczeli za nimi: „Narodowcy, szmalcownicy, wypie...ć ze stolicy”.
W marszu szło zaledwie kilkudziesięciu narodowców, duża część z nich miała zamaskowane twarze. Podczas swojej demonstracji używali symboli związanych z nacjonalizmem i faszyzmem – m.in. charakterystycznych trupich czaszek (symbolu jednej z pierwszych formacji Waffen-SS 3 Dywizji Pancernej „Totenkopf”), krzyża celtyckiego i nawiązującego do swastyki czarnego słońca („Schwarze sonne”).
Czytaj także: Jak zwalczyć w Polsce faszyzm