Przy okazji ustawy „degradacyjnej” Jan Widacki pokpiwa w „Przeglądzie”: „awersja do komuchów rodziła się u dzisiejszych liderów PiS dość późno. (...) Minister Błaszczak pracę magisterską na Uniwersytecie Warszawskim pisał u prof. Jaremy Maciszewskiego, wieloletniego kierownika Wydziału Nauki i Oświaty KC PZPR, członka tegoż KC bodaj aż do wyprowadzenia sztandaru [PZPR]”.
Nowy szef „Tygodnika Solidarność” Michał Ossowski tak się przedstawia czytelnikom: „oto podobnie jak wielu Polaków dowiedziałem się, że jestem antysemitą. Bo nie przepraszam za holokaust, za marzec ’68, bo nie potrafię przejść obojętnie wobec kłamstw o »polskich obozach śmierci« czy »polskim holokauście«” (pisownia oryginalna). Innymi słowy: nie jestem antysemitą, ale...
W „Gazecie Polskiej” felietonista Jacek Liziniewicz zapewnia (nie pisząc, skąd to wie): „Marzeniem dzisiejszej opozycji jest doprowadzić do sytuacji, aby Polacy wyrzucili pisowców przez okna i wieszali na latarniach. Dlatego partia rządząca musi zrobić wszystko, aby wybory były uczciwe i przezroczyste. Już dziś należy zaprosić obserwatorów OBWE. Im więcej ich przyjedzie, tym lepiej”. Czy taki apel nie zdradza wątpliwości pana redaktora, co do planów PiS?
Zwiększymy liczbę cytowań „Do Rzeczy”, ale warto odnotować dramat szefa pisma Pawła Lisickiego, któremu ustawa o IPN nie daje spać: „Wszystko rozgrywa się jak w złym śnie. (...) Wskutek kolejnych posunięć (...) znaleźliśmy się w pułapce. (...) Najpierw do Izraela pojechała tłumaczyć się polska delegacja (...). Później rząd ogłasza powołanie Muzeum Getta. Rzecz być może zbożna, jednak w tym momencie robi wrażenie, jakby było to działanie pod presją i próba wkupienia się w łaski środowisk żydowskich.