Jan Kapela – happener, performer, slamer, trickster, Poeta Nowego Wzoru, „Dobry Troll”, członek zespołu Krytyki Politycznej, znany lepiej jako Jaś. Kontrowersje to jego chleb powszedni. Zakładał sukienkę, żeby zwrócić uwagę na brak kobiet wśród zaproszonych gości festiwalu literackiego (co kontrowersyjne nie jest), mówił, że brał kokainę z Borysem Szycem (co kontrowersyjne jest), a w swojej książce dworował z Jana Pawła II (wysoki poziom kontrowersyjności). A potem przepraszał, co dla jednych było cyniczną zagrywką, dla innych kolejnym poziomem ironii.
A tych Jaś zna niezliczoną ilość. Gdy jeden żart się kończy, drugi zaczyna. Parodiuje, ośmiesza, tumani, przestrasza. Można go za to kochać, można nie cierpieć. A patrząc na falę wylewającego się na twórcę raz za razem hejtu, raczej to drugie. Hejt Jasiowi straszny nie jest, ba, to wręcz jeden z pożądanych efektów jego działalności. Straszne mogą być sądy. Te, które zakażą działalności parodystycznej.
Co grozi za zmianę słów hymnu?
W tym wypadku, jak stwierdził Sąd Okręgowy w Warszawie, zmiana słów hymnu RP godzi w ustawę o symbolach narodowych. Poeta ma zapłacić tysiąc złotych grzywny, a wyrok jest prawomocny. Sprawa toczy się od maja zeszłego roku, wtedy Sąd Rejonowy skazał Kapelę za to, że wykonaniem „demonstracyjnie okazuje lekceważenie Narodowi Polskiemu, Rzeczpospolitej Polskiej”. Od tego wyroku Jaś Kapela postanowił się odwołać i znów został skazany, tym razem za naruszenie przepisów o godle, barwach i hymnie, co będzie go kosztować 500 złotych więcej.
Słowa, które według sądu godzą w treść ustawy, brzmią dokładnie tak: „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy, nasza bieda już minęła, migrantów przyjmiemy. Marsz, marsz, uchodźcy, z ziemi włoskiej do Polski, za naszym przewodem łączcie się z narodem”. Tekst nikogo nie obraża i nie jest wulgarny. Przedstawia Polskę jako kraj dostani („nasza bieda już minęła”) i gościnny („migrantów przyjmiemy”). Zyskuje polityczny kontekst, stoi okoniem wobec oficjalnej polityki rządu. A co ważne, wpisuje się w długą tradycję wprowadzania zmian do kanonicznych tekstów kultury.
Prawo do remiksu
Trudno powiedzieć, dlaczego coś, co w teatrze uchodzi za normę, w zderzeniu z pieśnią, w tym wypadku Mazurkiem Dąbrowskiego, miałoby kogokolwiek urażać. „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” Wojciecha Bogusławskiego to może nie hymn państwowy, ale jeden z najważniejszych tekstów polskiego teatru. Po raz pierwszy został wystawiony kilka tygodni przed rozpoczęciem Insurekcji Kościuszkowskiej, a zwrotki tekstu miały być śpiewane przez niesiony czynem powstańczym tłum.
Czy w związku z tym utwór został zamknięty w pawlaczu dziedzictwa narodowego? Nic bardziej mylnego. W zależności od okoliczności dopisywano a to celowane w Rosjan kuplety, a to treść afirmatywną wobec powojennej rzeczywistości (Leon Schiller), a to prowałęsowskie, choć uszczypliwe zwrotki (Wojciech Młynarski).
Podobnie, a nawet bardziej, rzecz ma się z Mickiewiczowskimi „Dziadami”. Jeden z najistotniejszych tekstów polskiej kultury był poddawany tylu skrótom, zmianom i dramaturgicznym cięciom, że w ostatnich latach awangardowe wydawać się mogło wystawianie dzieł w całości i zgodnie z oryginalnym tekstem.
Zmiany dotknęły też Pieśń Legionów. Oryginalnie ostatnia zwrotka brzmiała: „Nie chcemy już od was uznania/ Ni waszych mów, ni waszych łez!/ Skończyły się dni kołatania!/ Do waszych serc, jeb**ł was pies!/. Dziś uchodząca za szokującą treść wzięła się z gremialnej niechęci, którą ludność okazywała maszerującym z Oleandrów legionistom. Z czasem treść została wygładzona, a Polacy zjednoczeni w granicach nowej ojczyzny śpiewali (i śpiewają do dzisiaj): „Do waszych serc, próśb nadszedł kres”.
Powyższe przykłady ukazują, jak niebezpieczny może być wyrok w sprawie Kapeli. Nie jest to bowiem wyrok, który miałby bronić godności flagi, godła czy hymnu, a raczej wskazuje szlaban dla swobodnej interpretacji i krytycznego odczytania utworu. Szlaban, którego granicę skutecznie będzie można przesuwać.