Joanna Podgórska: – Toast za Polskę i Hitlera. Jak to się mieści w jednym mózgu?
Mikołaj Rakusa-Suszczewski: – Monstrualne głupoty, które wygadują neonaziści, świadczą o tym, że problem prawdy historycznej czy logiki idei jest dla nich wtórny, a nawet nieistotny.
Nie interesuje ich, że Hitler rozjechał Polskę walcem i wymordował tu 6 mln ludzi?
Z przykrością stwierdzam, że nie ma to dla nich specjalnego znaczenia. Oglądając reportaż „Superwizjera”, widzimy, że członkowie Dumy i Nowoczesności zachowują się trochę, jak chłopcy na podwórku, prężą się wokół tortu ze swastyką zrobionego z batoników. Dostrzegam w tym infantylizm, a nie duchowy czy intelektualny radykalizm. W Polsce radykalizm utożsamia się z takimi właśnie kuriozalnymi zachowaniami, ale według mnie nie ma w tym nic radykalnego – żadnej dociekliwości ani żadnej wizji, nawet żadnych ambicji. Sprawia to wrażenie głupiej zabawy. I trzeba tę groteskowość wytykać, bo jej boją się najbardziej. Przecież chcą być silni, groźni i budzić lęk.
Mnie reportaż w TVN24 kojarzył się chwilami z serialem „Allo, Allo”, ale u tych ludzi znaleziono nielegalną broń.
Przechodząc do interpretacji socjologicznej, można na to spojrzeć bardziej Marksem niż Freudem i zastanowić się, na ile jest to problem społeczny. Czy neonaziści to ludzie w szczególny sposób wykluczeni, sfrustrowani i bezrobotni? Raczej nie. Czy to ludzie pozbawieni nadziei, z poczuciem krzywdy? Gdy się ich słucha, trudno odnieść takie wrażenie. Czy to kwestia walki o status społeczny? Wydaje mi się, że to też nie jest odpowiedź. To ludzie, którzy poszukują jakiejś wspólnoty moralnej, poczucia więzi z grupą, ale definiują ją w szalenie prymitywny i opaczny sposób.