1 stycznia o północy Ministerstwo Sprawiedliwości uruchomiło „Rejestr Sprawców Przestępstw na tle Seksualnym”. Seksuolodzy: to nieskuteczne i szkodliwe. Rejestr wzbudził tak duże zainteresowanie, że na jakiś czas zablokował się dostęp do niego.
Każdy możne zobaczyć fotografie skazanych za przestępstwa seksualne i ich dane: imię, nazwisko, datę urodzenia i – choć nie przy każdym – nazwę miejscowości, w której przebywa. Nie ma natomiast informacji, za co został skazany. W internecie pojawiły się komentarze, że przecież mogą się tam znaleźć osoby skazane pomyłkowo. „Jeśli ktoś był choćby podejrzany o pedofilię, to nie świadczy o nim dobrze. Ja nie mam takich obaw, że mnie ktoś o coś takiego mógłby posądzić. Dlatego też się nie martwię o zboczeńców” – to przykład odpowiedzi (osoba podpisana jako Magda Lena).
Na razie w rejestrze publicznym są dane 768 skazanych, a w rejestrze z dostępem ograniczonym 2614. Do tego drugiego dostęp – dla sprawdzenia konkretnej osoby – mają organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości, dyrektorzy szkół i innych instytucji związanych z opieką nad dziećmi, a także każdy, kto zadeklaruje się jako firma chcąca zatrudnić osobę do pracy z dziećmi (wystarczy podać dane firmy, prawdziwości deklaracji o chęci zatrudnienia do pracy z dziećmi się nie weryfikuje).
Ministerstwo zamieściło na swojej stronie oświadczenie ministra-prokuratora Zbigniewa Ziobry: „Prawo do ochrony naszych dzieci stawiamy ponad anonimowość przestępców. Państwo ma obowiązek chronić dziecko, a nie pedofila. Przestępca, który krzywdzi dzieci, musi się liczyć z bardzo surowymi konsekwencjami. Nie tylko z wieloletnim wyrokiem, lecz także z utratą anonimowości. Dlatego zaostrzamy Kodeks karny w tym zakresie i planujemy kolejne zmiany w przepisach. Po wyjściu z więzienia taki przestępca ma być pod stałą kontrolą, aby wszyscy wiedzieli, że jest ich sąsiadem”.
Kto jest w rejestrze przestępców seksualnych?
Jednak rejestr nie obejmuje tylko osób, które wykorzystały seksualnie „osobę małoletnią”, czyli poniżej 15. roku życia, ale wszelkich sprawców przestępstw seksualnych. Wyłączeni są z niego sprawcy kazirodztwa (chyba że względem małoletniego), prezentowania pornografii osobie, która sobie tego nie życzy, prezentowania pornografii z udziałem zwierząt i przemocy, posiadania i oglądania pornografii dziecięcej, stręczycielstwa, sutenerstwa i kuplerstwa, chyba że na szkodę małoletniego.
Są dwa rejestry: publicznie dostępny i dostępny dla osób uprawnionych z mocy ustawy. Ten drugi jest szerszy i szczegółowszy. W pierwszym znajdują się natomiast nie tylko sprawcy przestępstw seksualnych wobec małoletnich i osoby skazane za inne przestępstwa seksualne w warunkach recydywy, a więc przynajmniej po raz drugi.
Dane z rejestru będą usuwane tylko po śmierci, zatarciu skazania lub uchyleniu wyroku. Sąd, skazując konkretną osobę, może orzec o nieumieszczeniu jej danych „w szczególnie uzasadnionych przypadkach”.
Uzasadnieniem dla publicznego ujawniania wizerunków, nazwisk i miejsc przebywania takich osób jest ochrona ich potencjalnych ofiar. Przyjmuje się bowiem, że jeśli dopuścili się przestępstwa seksualnego, to znaczy, że mają do tego skłonność i stanowią publiczne zagrożenie.
Jednak w rejestrze publicznym znajdzie się też np. 16-latek skazany za kontakty intymne z czternastolatką. Nawet jeśli jest to jego dziewczyna. A także mężczyzna skazany przynajmniej dwukrotnie za gwałt „małżeński” (wobec osoby, z którą jest w stałym związku). W tych przypadkach argument o ostrzeganiu społeczeństwa przed zagrożeniem ze strony tej osoby nie ma zastosowania. A więc umieszczenie w publicznym rejestrze jest po prostu dodatkową karą, to zaś jest sprzeczne z celem ustawy, uchwalonej z inicjatywy rządu w maju zeszłego 2016 roku.
W rejestrze znajdzie się też osoba skazana za „publiczne propagowanie lub pochwalanie zachowania o charakterze pedofilskim”. Tu także argument o ochronie przed nią społeczeństwa nie pasuje: skoro pochwala „publicznie”, to „publicznie” i tak wiadomo, że pochwala.
Polski patent
Ministerstwo Sprawiedliwości, które przygotowało ustawę, argumentowało, że takie rozwiązania są „z powodzeniem stosowane na świecie”. Tymczasem z ekspertyzy, którą ministerstwo umieściło w „ocenie skutków regulacji”, którą rząd ma obowiązek dołączać do swoich ustaw, wynika, że są stosowane, ale głównie w niektórych stanach USA. Natomiast w Europie nie ma przepisów pozwalających na publiczne ujawnianie danych osobowych i miejsc przebywania osób skazanych za przestępstwa seksualne.
Rejestry takich osób działają w Wielkiej Brytanii i Francji, ale nie są publicznie dostępne. Brytyjski system VISOR jest dostępny tylko dla policji, kuratorów sądowych oraz służby więziennej. Francuski FIJAIS – dla organów sądowych policji, w ramach postępowań dotyczących najcięższych przestępstw i dla urzędników organów administracji państwowej i samorządowej, decydujących o dostępie konkretnych osób do działalności lub zawodów związanych z kontaktem z małoletnimi.
Tymczasem w polskiej ustawie „o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym” dostęp do danych osób skazanych za przestępstwa seksualne ma każdy.
To nie pomoże. Może zaszkodzić
Użyteczność takiego publicznego rejestru dla zmniejszenia zagrożenia przestępczością seksualną kwestionowało w opinii do ustawy Polskie Towarzystwo Seksuologiczne. Uznało, że może utrudnić przeciwdziałanie takiej przestępczości. W opinii dla Sejmu napisało, że z doświadczeń krajów, w których rejestry funkcjonują, wynika, że nie spadła recydywa wśród przestępców seksualnych. I nie spadł też ogólny poziom przestępczości seksualnej.
„Oznacza to, że rejestry publiczne są w zakresie zmniejszania zagrożenia przestępczością seksualną całkowicie nieskuteczne” – pisze PTS. Ostrzega, że „istnienie takiego rejestru w znaczny sposób zmniejsza możliwości prowadzenia terapii przestępców seksualnych. Dzieje się tak, ponieważ dla sprawców mających figurować w rejestrze (...) nie będzie perspektywy powrotu do społeczeństwa, co znacząco ograniczy możliwości ich terapii i resocjalizacji. Oznacza to, że istnienie rejestrów publicznych utrudnia przeciwdziałanie przestępczości seksualnej”.
PTS zwraca też uwagę, że publiczny rejestr i „mapa zagrożenia” przestępstwami seksualnymi nie przyczynia się do zwiększenia poczucia bezpieczeństwa społecznego, a przeciwnie – nasila lęki.
To sprawa dla Strasburga
Czy publiczne ujawnianie wizerunków i danych osób skazanych za przestępstwa seksualne jest zgodne z europejskimi standardami? Nie wiadomo, bo nie było do tej pory takich spraw ani przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu, ani przed Trybunałem Sprawiedliwości UE w Luksemburgu. Były sprawy dotyczące francuskiego rejestru, ale nie jest on dostępny publicznie. Trybunał Praw Człowieka w sprawie francuskiej orzekł, że jeśli o umieszczeniu w rejestrze (niepublicznym) decyduje sąd, to jest to dopuszczalne.
Jak polski publiczny rejestr może trafić przed Trybunał w Strasburgu czy Luksemburgu? Osoba umieszczona w nim musiałaby się poskarżyć do sądu na naruszenie swojej prywatności i bezpieczeństwa osobistego, czyli złamanie konstytucji. Gdyby polski sąd nie przyznał jej racji lub odmówił przyjęcia sprawy, uznając, że jest niewłaściwy do jej osądzenia, mogłaby poskarżyć się do Strasburga na naruszenie prywatności, a w przypadku uznania się za polski sąd niewłaściwym – na naruszenie prawa do sądu i do skutecznego środka odwoławczego.
Natomiast sprawę przed unijny Trybunał w Luksemburgu wnieść mógłby tylko polski sąd, przed którym zawisłaby taka sprawa. Sąd mógłby zadać pytanie prawne o zgodność z prawem unijnym: Kartą Praw Podstawowych i rozporządzeniem o ochronie danych osobowych.
Zarówno trybunał w Strasburgu, jak w Luksemburgu bada zawsze m.in. to, czy ingerencja w prawo jest „proporcjonalna” i uzasadniona ochroną innych wartości i praw. Czyli: czy zastosowane środki są konieczne „w demokratycznym społeczeństwie”, czy rzeczywiście chronią jakąś ważną wartość i czy równy skutek można by osiągnąć, stosując środki mniej drastyczne.
Do 2015 roku włącznie, czyli przed uchwaleniem ustawy, statystyki policyjne pokazywały zmniejszanie się przestępczości seksualnej. W 2016 roku, gdy ustawę uchwalono – statystyki wzrosły. Danych za 2017 rok jeszcze nie opublikowano.