Członek Straży Obywatelskiej zatrzymany za krytykę dziennikarki TVP. Metody znane z przeszłości
Obywatel Franciszek Jagielski nie wytrzymał chamstwa rządowej propagandy i podczas jednego z niedawnych społecznych protestów wybuchnął stosownym bluzgiem wobec jej funkcjonariuszki z TVP. Dziewczę – jak widać na filmowej rejestracji zdarzenia – przyjęło brzydkie słowa zimno, acz bez większego zdziwienia.
Niedługo potem do domu Franciszka Jagielskiego w Łodzi weszła policja. Powołała się na polecenie prokuratury. Na oczach żony i dzieci przeprowadzono przeszukanie, konfiskując obywatelowi telefon, twarde dyski od komputerów i inne nośniki elektroniczne. Z rewizją pojechano także do jego firmy (restauracji). W operacji brało w sumie udział ponad dwunastu funkcjonariuszy.
Tak samo wobec opozycji działała TVP czasów PRL
Obywatelowi założono kajdanki i przewieziono – cały czas skutego – nocnym konwojem (angażując kolejnych funkcjonariuszy) do Warszawy. Tam o piątej rano wsadzono pod celę. Kilka godzin później Franciszek Jagielski w stołecznej Prokuraturze Okręgowej usłyszał zarzut naruszenia prawa prasowego przez m.in. używanie przemocy lub groźby bezprawnej wobec dziennikarzy.
Owszem, Franciszek Jagielski powiedział kilka słów za dużo. Cóż z tego, że wyraźnie sprowokowany: wcześniej operator ekipy TVP popychał jedną z uczestniczek protestu, bo właśnie na to Franciszek Jagielski, należący do Straży Obywatelskiej zgromadzenia, zareagował słowną agresją wobec jego szefowej.
Rzecz w tym, że incydent ten rychło stosownie eksploatowały podległe władzy media – w tym TVP właśnie – grzebiąc przy okazji gruntownie i bez pardonu w życiorysie Franciszka Jagielskiego. Cel był prosty: chodziło o przedstawienie protestujących obywateli in gremio jako agresywnych i brutalnych chamów, którzy w swej nienawiści do władzy nie tylko lżą młode, niewinne i wrażliwe kobiety, ale na dodatek tłumią wolność mediów. Proste były też wzorce: tak samo wobec opozycji działała TVP czasów PRL.
Teraz zaś inny filar władzy – prokuratura do spółki z policją odegrały przedstawienia akt drugi. Zamiast wezwać impulsywnego i używającego wobec TVP brzydkich słów obywatela na komendę, tam go przesłuchać i ewentualnie postawić jakieś zarzuty w dość błahej w sumie sprawie, urządziły spektakl z najściem na dom, rewizją, konwojem do samej Warszawy i wreszcie, last but not least, stałym rekwizytem w postaci kajdanek.
Cel takiej demonstracji jest oczywisty
Chodzi o ponowne potwierdzenie, że władza wszystko może – choćby jej poczynania naruszały jeśli nie wprost procedurę, to zasady racjonalności w postępowaniu karnym, a już na pewno zdrowy rozsądek i poczucie przyzwoitości. Efektem ma być nasilenie atmosfery strachu wśród tych, którym wciąż przychodzą do głowy pomysły demonstrowania niezadowolenia. Do tej pory wprawdzie zdarzało się już nocne konwojowanie i zatrzymywanie sympatyków opozycji na przesłuchania (m.in. przypadek Tadeusza Jakrzewskiego z Obywateli RP oraz ekologów pikietujących siedzibę Lasów Państwowych), unikano jednak wchodzenia im do domów z rewizjami (jedynym bodaj wyjątkiem był przypadek Józefa Piniora pod pretekstem korupcyjnym). Być może teraz postanowiła przetestować i tę metodę. Też znaną z przeszłości.
Dziwne tylko, że ta władza czekała z tym tak długo.