Na najbliższym posiedzeniu Sejmu posłowie przyjmą ustawy oddające partii rządzącej władzę nad Krajową Radą Sądownictwa i Sądem Najwyższym. Domknie się przejmowanie systemu wymiaru sprawiedliwości. Za chwilę dokona się też przejęcie procesu wyborczego. Podobno prezes Kaczyński ma ustawy sądowe i Kodeks wyborczy dostać „na Gwiazdkę”. Przed dwoma laty na Gwiazdkę dostał pierwszą pisowską nowelizację ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, która zapoczątkowała, zakończone właśnie, przejmowanie tej instytucji.
W sprawie KRS i SN opinię publiczną interesuje, kto wygrał: prezydent czy prezes? Zakłada się, że projekt prezydencki jest lepszy, bo „mniej niekonstytucyjny”. Z punktu widzenia konstytucyjnej zasady podziału władzy i niezależności sądów nie ma znaczenia, czy Sądem Najwyższym rządzi prezydent czy minister. Widocznie jednak nadeszły czasy, gdy zastanawiamy się, czy lepiej oberwać cegłą czy łopatą, zamiast upierać się, że bić nie wolno w ogóle.
Prezydenckie projekty realizują wszystkie cele PiS, łącznie z faktyczną wymianą sędziów. W KRS wprost przerywa się ich kadencję. W SN różnymi trikami eliminuje się poszczególne kategorie sędziów (o czym niżej). Do tego prezydent wbudował w ustawę o Sądzie Najwyższym mechanizm, który zapewni partii rządzącej kontrolę nad wyborami – nie tylko przyszłymi, ale nawet tymi, które już się odbyły. Przy lekkiej modyfikacji – przy pomocy poprawek PiS – mechanizm ten może posłużyć do unieważnienia wyboru samego Andrzeja Dudy.
60 milionów wyroków
Możliwe, że prezydentowi wcale nie chodzi o kształt jego projektów. Możliwe, że są one jedynie kartą przetargową w walce o głowę Antoniego Macierewicza, reprezentowanie Polski w Brukseli czy demonstrowanie większego szacunku dla prezydenta przez prezesa Kaczyńskiego i polityków jego ugrupowania.