Próbką tego, jak myśli owe pokolenie, może być relacja pomiędzy młodymi lekarzami a Izbą Lekarską. Protesty rezydentów wchodzą w nową fazę. Postanowili sztywno trzymać się Kodeksu pracy. Co systemowi ochrony zdrowia grozi zawałem, a im samym – przymieraniem głodem, bo żyli z nadgodzin. 40-letniemu lekarzowi nie przyszłoby do głowy wymagać pomocy finansowej od Izby, choć każdy ze 150 tys. medyków w Polsce od lat składa tam comiesięczną daninę. Młodsi o 10 lat koledzy uważają, że to oczywiste. – Ludzie z tego pokolenia, 25–30-latkowie, są tak wyraźnie różni od poprzednich roczników, jakby to byli przybysze z innej planety – mówi Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”, historyk państwa i prawa, autor książki „Wypalone pokolenie”, która ukaże się za chwilę w druku.
Kuisz jest 40-latkiem i nauczycielem akademickim. Obserwował rówieśników, potem studentów sprzed 10 lat i wreszcie tych, którzy zaczęli przychodzić pięć lat później. Widzi, że to pokolenie inaczej traktuje pracę, inaczej rozumie słowo wolność, definiuje własne potrzeby, wreszcie zupełnie odmiennie, po nowemu, traktuje swoje państwo. Jeśliby – wzorem socjologów – spróbować nadać im jakąś łatkę, ci, którzy przyszli po Pokoleniu Babyboomu, po Iksach, Igrekach, zwanych Milenialsami (z tych ostatnich częściowo się wywodząc) – w każdym razie ci, którzy mają dziś po 25–30 lat – są z Pokolenia NIE!
Praca
Pierwsze NIE! powiedzieli w pracy.