Do tej pory symbolem mariażu eseldowskiego establishmentu z prawicą była Magdalena Ogórek. Mimo dotkliwej porażki w wyborach prezydenckich 36-letnia kandydatka nie podjęła decyzji o wycofaniu się z życia publicznego. Przeciwnie, wraz z nastaniem „dobrej zmiany” i lawiny roszad w mediach publicznych błyskawicznie zaczęła chwalić rząd Beaty Szydło, co najpierw wydawało się śmieszne, a potem trochę straszne i śmieszne. Ogórek osiągnęła cel – została jedną z prowadzących program „W tyle wizji”, a po premierze książki „Lista Wachtera” jedynie umocniła swoją pozycję wśród prawicowych kolegów.
O ile historyczka może zasłaniać się faktem, że nigdy nie była członkinią SLD, a w wyborach reprezentowała swój program, o tyle dawni znajomi Leszka Millera mogliby mieć z tym problem.
Mężne serce w kształtnej piersi
Pamiętają Państwo Aleksandrę Jakubowską? Pytanie nie wydaje się bezzasadne, bo po 2005 roku była szefowa gabinetu politycznego Millera zupełnie zrezygnowała z działalności publicznej. Trudno jej się dziwić, „lwica lewicy”, jak była nazywana wówczas Jakubowska, wyszła z afery Rywina kompletnie skompromitowana.
Jakubowska miała być członkinią tzw. Grupy Trzymającej Władzę i to od niej zależało usunięcie słów „lub czasopisma” z ustawy o Radiofonii i Telewizji. Finalnie została skazana na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata w sprawie „nieprawidłowości podczas przygotowywania ustawy medialnej”.
Z kompletnego niebytu powróciła dopiero w wywiadzie, którego udzieliła Robertowi Mazurkowi dla „Plusa Minusa”. Wywiad nie dotyczył rozliczenia z przeszłością czy jakiejkolwiek refleksji na temat afery sprzed lat. Jakubowska wzięła za cel Czarny Protest i jego uczestniczki. „Dożyliśmy czasów, w których na salonach wstyd jest nie mieć za sobą aborcji, tak jak wstydem jest nie mieć torebki Louis Vuittona za kilkanaście tysięcy” – mówiła Jakubowska, po czym dodawała: „Nikt mi nie wmówi, że po połączeniu plemnika z jajkiem powstaje zygota, z której nie wiadomo co może wyrosnąć. Wiadomo, co wyrośnie – człowiek”.
Odnalazłszy się w roli autorytetu moralnego, była posłanka SLD postanowiła iść za ciosem. W wywiadach udzielanych portalowi wPolsce.pl, czyli telewizji braci Karnowskich, podpisywana już jako „publicystka”, niemal otwarcie mówi o swoich sympatiach wobec rządu Prawa i Sprawiedliwości. W odpowiedzi na akcję #StalemPodBlokiem przeprowadzanej w obronie ministra Jakiego Jakubowska opowiedziała, jak niegdyś stała pod trzepakiem, bo mieszkała w przedwojennej kamienicy pozbawionej kanalizacji. Z kolei o wetach prezydenta Dudy dotyczących reformy sądownictwa mówiła, że są dla niej niezrozumiałe.
Kolejną granicę przekroczyła w 21 lutego 2018 roku, gdy poprowadziła program „Wieczór z...” we wspomnianej już telewizji. Jak zapewnia Jakubowska, warunki prowadzenia programu są „wymarzone”, bo może zaprosić, kogo chce, i rozmawiać, o czym chce. Bracia Karnowscy zdają się wciąż chuchać na zimne – programu Jakubowskiej nie znajdziemy w internecie. Dyrektor telewizji zamieścił wyłącznie wpis na Twitterze, chwaląc swoją nową pracownicę. „Pierwszy wieczór prowadzony przez @AJakubowska1 na antenie telewizji @wPolscepl za nami. Pełen profesjonalizm, jakość, uśmiech i niepodrabialny styl. Dziękujemy!” – napisał Michał Karnowski.
Leszek Miller na politycznej emeryturze? A jednak po myśli PiS
„Obywatel M. – historyja” – taki tytuł nosił spektakl Jacka Głomba wystawiony w 2003 roku w Legnicy, a luźno oparty na życiorysie Leszka Millera. Opowiadał historię cynicznego działacza, który przez lata gładko przywdziewał nowe maski od zwykłego Kowalskiego po sprawnego menedżera.
Myśląc o Millerze z tamtych lat, faktycznie zderzamy się z dwoma obliczami. Z jednej strony jest to popularny, wyrachowany polityczny gracz, którego rząd finalizuje wejście Polski w struktury UE. Z drugiej strony, w latach 2001–2004 przez Polskę przetoczyła się fala różnej maści afer od Szczecina po Starachowice, z aferą Rywina na czele.
Co by jednak o Millerze nie mówić i czego by o nim nie myśleć, przez całe życie konsekwentnie reprezentował formacje odwołujące się do tradycji lewicowych. Tymczasem wysadzony z siodła, osamotniony, 70-letni Miller zachowuje się tak, jakby chciał komuś zrobić na złość. Jego nowym wrogiem numer 1 nie jest partia Razem czy Włodzimierz Czarzasty, a poprawność polityczna. W marcu 2016 roku na łamach „Super Expressu” pisał, jak wraca myślami do florenckiego cmentarza, na którym spoczywa Oriana Fallaci. Włoska dziennikarka i pisarka przed laty ostrzegała przed zagrożeniami związanymi z falą imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, dopatrując się w niej inwazji.
Miller wyraźnie jej wtóruje: „Skrajnie szkodliwa polityka imigracyjna kanclerz Merkel i rządów europejskich powoduje nasilenie się problemu utraty tożsamości europejskiej i przyspiesza rozprzestrzenianie się islamu w Europie”. W podobnym tonie wypowiedział się dla Telewizji Republika, nazywając Angelę Merkel „szkodnikiem w Unii Europejskiej”. Peany na cześć polityki rządu wypowiadał na antenie TVP Info i Polsat News, w tej drugiej stacji wściekał się na Fransa Timmermansa za jego wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski. „Taka opozycja – szkoda, że poza Sejmem – ma sens!” – zachwycała się Republika.
Z kolei po wizycie Donalda Trumpa Miller na łamach „Sieci”, używając języka Waldemara Łysiaka, mówił: „Salon pohukuje i obraża prezydenta USA, bo się boi, że PiS wyciągnie z jego wizyty polityczne korzyści”.
My też byliśmy głupi
Imponującą woltę światopoglądową w ostatnich latach zaliczył także profesor Kazimierz Kik. Politolog w latach 2001–2004 był członkiem SLD, w 2009 roku startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy Porozumienia dla Polski (inicjatywy politycznej Dariusza Rosattiego), a w 2011 roku – do Senatu, znów pod kuratelą Sojuszu.
Kik mówił wtedy: „Jestem człowiekiem lewicy, więc nie widzę powodów, dla których miałbym nie stanąć po stronie SLD”. Tymczasem w listopadzie 2016 roku profesor Kik na łamach portalu wPolityce.pl posypywał głowę popiołem: „Przez wiele lat wspierałem siły, które niszczyły kraj. PO i jej poprzednicy to były rządy antynarodowe”.
Patrząc życzliwym okiem, można by zauważyć pewne podobieństwo między tą wypowiedzią a słynnym wywiadem, którego profesor Marcin Król udzielił Grzegorzowi Sroczyńskiemu, zatytułowanemu „Byliśmy głupi”. Kik postanowił iść dalej niż Król, nie tylko wypominając sobie głupotę, ale i ślepotę.
O ile jednak Król mówił o pokoleniowej wierze w neoliberalne dogmaty i weryfikacji głoszonych niegdyś poglądów, o tyle trudno powiedzieć, co – poza radykalną wymianą kolegów – miał na myśli profesor Kik. Tym bardziej, że jeszcze w 2012 roku mówił w wywiadzie dla TOK FM, że „Kaczyński i Macierewicz powinni siedzieć”. W tej samej rozmowie wspomniał zresztą, że „dla PiS autorytetami są tylko ci, którzy podzielają ich punkt widzenia”, co z czysto koniunkturalnej perspektywy może tłumaczyć zachowanie profesora.
Komuniści i złodzieje, chodźcie z nami?
Jak wyjaśnić ten zwrot światopoglądowy wśród byłych działaczy PZPR/SdRP/SLD? W przypadku 63-letniej Jakubowskiej powrót do polityki do tej pory wydawał się niemożliwy. Jednak odpowiednio długie posypywanie głowy popiołem, połączone z dużą dawką wazeliniarstwa i krótką pamięcią wyborców, mogłoby poskutkować sukcesem. Jakubowska mogłaby np. startować w tegorocznych wyborach samorządowych w Opolu, choć byłoby to trudne, zważywszy na zarzuty korupcyjne, które postawiono jej w związku z ubezpieczeniem tamtejszej elektrowni.
Gdyby została posłanką Prawa i Sprawiedliwości w 2019 roku, Jarosław Kaczyński nie musiałby zdzierać gardła, krzycząc: „komuniści i złodzieje, cała Polska z was się śmieje”, wszak wystarczyłoby spojrzeć kilka rzędów do tyłu. Inaczej jest w przypadku Millera, który jeszcze do niedawna był twarzą Sojuszu Lewicy Demokratycznej i chyba na dobre przeszedł na polityczną emeryturę. Być może będąc niemal rówieśnikiem Kaczyńskiego i Terleckiego, Miller po prostu zaczął podzielać ich sposób patrzenia na świat? Albo, co gorsza, nigdy nie miał innego?
Zatrudniając Jakubowską, media tożsamościowe, a także sprawujące nad nimi kontrolę Prawo i Sprawiedliwość, wysyła czytelny komunikat. Dziś przeszłość nie ma znaczenia, znaczenie ma aktualny stosunek do III RP (nawet jeśli walnie uczestniczyło się w jej współtworzeniu). Propozycja, którą Karnowscy składają działaczom SLD, powinna brzmieć dla nich znajomo, bo przy pomocy prawicy dziś znów mogą „wybierać przyszłość”.