Jest już imienna lista elit – podpisana dobrowolnie i opublikowana w internecie przy okazji powołania do życia nowego ruchu Kultura Niepodległa. Najważniejsze postaci polskiego filmu, teatru, literatury, których już ponad 1200 wpisało się na tę listę, trudno bowiem określić lepiej niż jako elitę polskiej kultury. Powiedzmy to sobie otwarcie, nie dając sobie wmówić (choćby przez aktualny rząd i prezydenta machających hasłem „elita” w kontekstach negatywnych), że w takim wyróżnieniu jest cokolwiek złego. A ogłoszona 24 sierpnia inicjatywa wyszła od artystów, animatorów, ludzi sztuki.
Postulują przede wszystkim kontrolę polityki kulturalnej, włącznie z rekomendacją kandydatów na ministra, przez ustawowo powołaną Obywatelską Radę Kultury oraz „stworzenie na szczeblu samorządowym obywatelskiego mechanizmu finansowania i dystrybucji środków na kulturę”. Reszta postulatów opublikowanych na stronie kulturaniepodlegla.pl dotyczy dostępu do kultury, edukacji kulturalnej i misyjności mediów.
Słusznie zauważa na swoim blogu Edwin Bendyk, że Kultura Niepodległa jest ruchem domagającym się realizacji przez państwo konstytucyjnych zobowiązań wobec kultury. Chodzi o końcowy postulat „zakazu stosowania cenzury”, którego wyżej niż w konstytucji zapisać się nie da – a tam już jest. Podobnie jak równy dostęp do kultury. Misyjność mediów nie jest nawet – jak za poprzedniej ekipy – przedmiotem dyskusji, rozmawiamy raczej o ich propagandowości. Jeśli więc coś te postulaty nam uświadamiają, to fakt, że dziś łamane są prawa Polaków. Budowanie nowego, lepszego świata, w którym samorząd twórców i odbiorców kultury decydowałby, na co przeznaczyć publiczne pieniądze, to odległe marzenie. A nowy system finansowania kultury nie jest pilniejszy niż obrona konstytucji.